Hej !!!! Wczoraj byłam w stajni - Maciuś dostał suszony chlebuś zamiast marchewki, ale również bardzo się ucieszył. Byłam tam krótko bo jestem chora i dopiero we wtorek jadę znowu.
A napiszę wam jeszcze o koniach - którymi się teraz zajmuję, bo jeszcze nie pisałam. Od czerwca zajmuję się dwoma prywatnymi końmi, jeden to spory wałach o imieniu Dewajtis (właśnie jest do sprzedani, już niedługo o tym napiszę tylko czekam na zdjęcia), a drugi to troszkę drobniejszy, ale podobnego wzrostu ogir Epilog. Obydwa konisie to siwusy, z tym że Guciu (Dewajtis) jest że tak powiem "biały", a Epiś jest szpakiem. W chwili obecnej przybrały barwy jesieni (skutecznie w swoje "futerko" wcierają ..... nieczystości z boksu - a że jest zimno to ich nie myję). Obydwa konisie są własnością jednego Pana, który mieszka w Krakowie i ma mnóstwo spraw na głowie (ale mi się zrymowało). Więc przyjeżdżam do konisi codziennie z wyjątkiem poniedziałków - wtedy mają wolne. Przy koniach tych robię wszystko łącznie z jazdą na nich, jako że ich Pan często gdzieś wyjeżdża lub ma ważne spotkania.
Guciu jest spokojnym bardzo miłym konikiem, który sporo umie, Epiś - chm...... bardzo mało umie, ale to nie stanowiło by problemu, tylko że z nim jest inny problem ......... ten koń jest po prostu nieobliczalny. Jeden trener z Krakowa (nazwiska nie będę pisać), który znany jest z tego, że zajeżdża "trudne" konie - jego nawet głodził, był tak bezsilny, ale to też nie pomogło, więc go oddał.
Tak szczerze to ja bym go już dawno wykastrowała, on kryje wszystko - wałachy, ogiery, psy go podniecają, a raz jak na nim jeździłam przyjechały dzieci na wycieczkę szkolną i też byłby je pokrył !!!!!! Jego Pan jeździł na nim bardzo mało ponieważ ma go od czerwca, na pierwszych zawodach Epiś postanowił że wróci się na rozprężalnie i tak też uczynił nie zważając na jeźdźca, ani na ogrodzenie, a na kolejnych tylko ogrodzenie go powstrzymało. Potem miał operację, na ścięgno i była rechabilitacja, wtedy tylko ja codziennie, ba dwarazy dziennie do niego przyjeżdżałam, oj i nie raz na butach za nim jeżdziłam (miał być oprowadzany w ręku) jak miał zły dzień. Potem trzeba było na nim jeżdzić, też było "wesoło", czasami zastanawiałam się kiedy zabije mnie albo siebie. Teraz już chodzi normalnie (bez skoków), pisząc normalnie miałam na myśli stęp, kłus, galop, itd., a nie jego zachowanie. Jego Pan jednak nie chciał mi wierzyć, żę Epiś tak się "nie ładnie" zachowuje, jednak nadszedł dzień kiedy odczuł to na własnej skórze - i ledwie wrócił z terenu. Od tego czasu trochę zmienił podejście, bo częst zdarza się jak Epiś go sponiewiera. Zresztą - a kogo nie ?????!!!!!! Każdy kto na nim jeździł ma takie samo zdanie.