Cześć!
Moja kotka własnie rodzi. Aczkolwiek nie do końca. Wczoraj o 21:55 odeszły jej wody, o 22:30 był już pierwszy kociak i... koniec. Żadnych skurczy ani niczego, co zwiastowałoby dalszy ciąg porodu. Kocica wylizała malucha, przegryzła pepowine i poszła spać, a mały zaczął ssać. Oboje sprawiają wrażenie, że wszystko jest w porządku
Ale martwię się, bo z tego co wiem kociaki rodzą się w odstępach kilkunastominutowych do nawet 2godzinnych, natomiast tutaj minęło już 5 godzin i nic
A wiem, że na pewno ma jeszcze jakieś kocięta, bo czuję przez skórę jak się poruszają (a przynajmniej jeden).
Dodam jeszcze, że ciąża jest kompletnym zaskoczeniem. Na początku lutego kicia dostała zastrzyk antykoncepcyjny, a w połowie kwietnia miała mieć sterylke. Tymczasem wyszło na to, że jakoś niedługo przed zastrzykiem musiała uciec na dwór i to tak, że nikt nie zauważył : p
Jak zorientowalam się, że to ciąża, a nie nadprogramowy tłuszczyk pojechałam z nią do weterynarza, który stwierdził, że wszystko powinno być OK, mimo tego zastrzyku. Słyszałam też od niego, że kotki czasem wstrzymują poród nawet 12 godzin (!!!). Tylko że teraz ten poród trwa i martwię się dlaczego tak długo nic się nie dzieje. Mieszkam pod miastem i do weta mam prawie godzinę drogi samochodem, a poza tym nie wiem czy znajdę cos otwartego o 5 rano w poniedziałek wielkanocny. Dlatego pytam - czy to normalne i czasami zdarza się, że jest tak długa przerwa pomiędzy kociętami? Co się mogło stać?