Moja koleżanka z mężem właśnie adoptowali dziecko, ok. 3-letniego chłopaczka. Kiedy rozmawiałyśmy kilka tygodni temu, prawie wszystkie formalności były załatwione, myślę więc, że już są w komplecie. Kiedy koleżanka powiedziała mi o swoich planach, gorąco ją do tego namawiałam. Powiedziałam, że nie można zrobić nic sensowniejszego, niż dać dom porzuconemu dziecku, oczywiście, jeśli ma się odpowiednie warunki. Matce dziecka odebrano prawa rodzicielskie za zaniedbania, m. in. chłopczyk wymaga operacji plastycznej, bo w wieku 1 roku poparzył się wrzątkiem. Myślę, że znajomi będą rodzicami z prawdziwego zdarzenia, mimo, że nie rodzonymi. Nie sztuka urodzić, dobrze wychować, to dopiero coś znaczy. Moim zdaniem najlepiej od najwcześniejszych lat mówić prawdę- małe dziecko, przyzwyczajone do słowa "adopcja" nie przeżyje szoku, dla niego to słowo nie będzie miało negatywnego wydźwięku. A ludzie bywają bezinteresownie okrutni. Z drugiej strony rozumiem powody, dla których rodzice ukrywają fakt adopcji- mają nadzieję, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw, chcą oszczędzić dziecku szoku, rozmyślań typu "dlaczego mnie nie chcieli, czy jestem gorsza?" Moim zdaniem jedyna różnica miedzy dzieckiem adoptowanym a biologicznym polega na tym, że nie można w nim doszukać się "nosa babci czy oczu mamusi", ale czy to ważne? Poważniejsze komplikacje mogą dotyczyć jedynie chorób genetycznych, bo nie wiadomo, do jakich przypadłości człowiek ma predyspozycje. Staffko, jeśli Cię adoptowali, to znaczy, że Cię chcieli. Nie każde biologiczne dziecko ma to szczęście. Najważniejsza jest więź emocjonalna, resztą się nie przejmuj. I nie dręcz się myślą, że zostałaś oddana. Może Twoja rodzona mama zrobiła to dla Twojego dobra, może nie miała innego wyjścia? Może i ona Cię kochała, ale nie mogła Cię zatrzymać? Czasem tak się człowiekowi życie poplącze, że musi postąpić inaczej, niż chce.