Choruję na astmę od lat, córka miała na szczęście tylko do 7 roku życia, potem dzięki leczeniu i odczulaniu przeszło.
Stwierdzili, że jak przez miesiąc się nie udusiłam, to i następny przeżyję =.= A ja jestem już wykończona fizycznie i dobita psychicznie.
Miałam ten sam problem i bardzo inteligentnego lekarza zakładowego, który gdy leki nie skutkowały stwierdził, że symuluję i postraszył bronchoskopią.
Potem był urlop, na który wyjechałam pod namiot, na 3 noc pod namiotem zaczęłam się dusić, już nie tak jak wcześniej po perę sekund, tylko wydawało mi się to wiecznością. Na szczęście, gdy już myślałam, że to koniec wzięłam oddech, szybko podjechaliśmy na pogotowie a stamtąd zostałam skierowana do szpitala (leżałam 3 tygodnie). To był pierwszy atak astmy, niestety nie ostatni, pojawiają się jak się zdenerwuję, a najgorzej jak zacznę się bać, że nie potrafię wsiąść oddechu, wtedy od razu się duszę.
Miałam szczęście trafiłam na oddział w Pneumologii w Klinice w Ligocie i zostałam objęta programem leczenia (jako królik doświadczalny) leków firmy Astra, postawiło mnie to na nogi. Boję się dalej, nikt kto się nie dusił nie jest w stanie tego zrozumieć, jak śpi się siedząc, bo człowiek topi się we własnej lepkiej flegmie. A niestety strach jest złym lekarzem i jeszcze bardziej potęguje objawy.
Obecnie jest bardzo dobrze, teraz mam tylko nadreaktywność skórną, może bardziej upierdliwą, ale nie tak niebezpieczną dla życia. Teraz jest sporo leków wziewnych, które trzeba brac rano i wieczorem ale odnoszą skutek, no i zawsze trzeba mieć lek do rozszerzenia oskrzeli. Jak sobie przypomnę, że go nie mam przy sobie to od razu mnie ściska za gardło, pomimo że obecnie jestem prawie zdrowa.