Czytałam książkę, była znośna, no to poszłam do kina. I co?
Nudne jak cholera, i gdyby nie koleżanka, która ciągle na widok syna Morzana (dobrze napisałam?) jak-mu-tam, popiskiwała coś, co brzmiało jak "sexysexysexysexy" ( mi tam NIKT z tego filmu się nie podobał, a ci, którzy się zachwycali, z pewnością nie wiedzą, kto to jest Schneider XD ).
No i miałam radochę, i pani z mojej prawej też.
Najlepszy z całego filmu był ten kary fryz, wierzchowiec Broma. Oskar za najlepszą rolę czwartoplanową