Przed chwilą w moim domku odeszło "Jabłko" czyli kot z mojego podwórka.
Nie wiem jakiej był płci dlatego nazwałam je Jabłko.
Jabłko było białe w czarne łatki. Było moim ulubionym kotem z podwórka.
Moja sunia czesto próbowała je gonić ale ono nigdy nie uciekało. Było bardzo odważne i inteligentne. Nie wiem w jakim wieku było, ale istniało odkąd pamiętam, czyli odkąd mam mojego psa(prawie 4 lata).
Jabłko w tym roku miało piękne dzieci - 2 białe w czarne łatki -małe Jabłuszka...
Byłam na spacerze z Molcią i zauważyłam, że Jabłko leży pod samochodem, wyglądało jednak jakoś podejrzanie, przednie nogi powykręcane, ciało bezwładne... Przyjżałam się i zauważyłam, że jeszcze żyje, oddycha i próbuje się przemieścić. Szybko odprowadziłam suczke do domu, wziełam rękawiczki, transporterek, kocyk i pobiegłam do Jabłka.
Przesuneło się troszkę do przodu, ale nadal było powykręcane.
Założyłam rękawiczki(tak na wszelki wypadek) wzielam kocyk w ręce, obiełam nim Jabłko, podniosłam je, i wsadziłam do transporterka.
Jak to dziki zwierz w klatce próbowało się buntować, miałkneło, a raczej próbowało miałknąć> nasyczeć na mnie, ale nie miał zbytnio sił. Szybko ruszyłam do domu. Chciałam zobaczyć w jakim jest stanie, poczekać na mamę i jak ona tylko przyjedzie pojechać do weta. Niestety nie dokczekałam się
Znowu kilka razy próbowało miałknąć, przekręciło się kilka razy, zwymiotowało, kilka razy wzdrgnęło....i odeszło
Jabłko bardzo chciałam Ci pomóc!
Niestety nie zdążyłam...
Nie chciałam żebyś cierpiało
Przepraszam...
Będę Cię zawsze pamiętać
Mam nadzieję, że w kocim raju jest tak jak pisze Franciszek Klimek,
że już zawsze będziesz szczęśliwe
Jabłko...