Niestety dorośli zcęsto nie zwracają uwagi na to że ich dzieci dręczą zwierzęta. A takie zachowania powinno się tępić od maleńkości, poetm jest zazwyczaj za póżno. Pomijając dzieciaki rzucające kamieniami w gołębie jakiś czas temu zobaczyłam dwóch smarkaczy(jakieś7 lat). Złapali gdzieś dziką mysz czy innego gryzonia i mieli zamiar-o zgrozo-zakopać ją w piaskownicy!
Podeszłam do ich babć spokojnie się przyglądających i (jakimś cudem JESZCZE panując nad sobą) zapytałam czy mają zamiar coś z ym zrobić. Na to one bardzo zdziwioneodparły że mysz to przecież tylko głupi zwierzak i niech się dzieci bawią.
Skoro babcie miały to gdzieś podeszłam do smarkaczy z zamiarem zabramia myszy. Kiedy wsadziłam ledwo żywego gryzonia do kieszeni, małe wyrodki(dziećmi ich nazywać nie będe) zaczęły krzyczeć że psóję im zabawę i kazały myszę oddać. Ja oddać nie miałam zamiaru więc zaczęłam się oddalać bo zaraz bym tym smarkaczom coś zrobiła. Odwróciłam się a wtedy jeden z nich podniósł kawałec cegły któru opadł od mórku piaskownicy i rzucił we mnie. na nieszczęście dla siebie trafił w dodatku w głowę, nic przyjemnego...Zrobiło mi się troczę ciemno przed oczami na sczęście szybko przeszło(mam twardą czaszkę
)Podeszłam do bachora i z całej siły strzeliłam w papę. NA to jego babcia zaczęła się wydzierać że jaj dzieci napadłam! Nie chciało mi się z nią kłucić więc poszłam do domu. Tam przeprowadziłam szybką reanimaję podduszonej myszy. Potem oddałam ją koleżance która ma ogródek bez kotów(ja mam 2)Mysza pomieszkała czas jakiś w klatce dla myszy domowej potem została wypuszczona na działkę. Moja koleżanka do dziś wystawia jej jedzenie. Czasami siędząc w oknie można zobaczyć jak przychodzi.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdy zwierzak miał tyle szczęścia co ta mysza...Kiedyś byłam świadkem równie okrótnego traktowania kota ale dzisiaj już nie zdąże o tom napisać. A to wszystko wina opiekunów którzu uczą dzieci traktowania zwierząt jak rzeczy...