Zdecydowanie nie. W mojej klasie jestem traktowana jako wróg publiczny nr 1. A to dlatego, że nie boję się sprzeciwić pewnej dziewczynie, która "trzęsie" klasą. Niby mamy wychowawcę dyrektora, ale nic to nie daje. On traktuję ją jako "guru". Wszystko co powie Sylwusia jest święte. A najgorsze jest to, że nasza klasa też się jej boi. Powodem jest prawdopodobnie to, że ona ma wielu przyjaciół wśród chłopaków chodzących do liceum. Więc zależność jest prosta: podpadasz jej- podpadasz jej chłopakom. Kiedyś na lekcji wychowawczej wybuchła między nami awantura. Poszło o pytanie zadane przez dyrektora: "Czy jesteśmy dobrym zespołem klasowym". Od razu oczywiście zaczęło się podlizywanie: "Oczywiście, że tak", "Między nami nie ma żadnych problemów". A ja jedna wygarnęłam Sylwusi wszystki po kolei (oczywiście nie mówiłam, że to ona jest sprawcą wszystkich problemów, mówiłam bardzo ogólnie, ale i tak wszyscy wiedzieli o kogo chodzi). Że wyśmiewa się z chodzących do naszej klasy dziewczyn na wózkach. Że pewnego chłopaka wyzywa od wieśniaków. Inną dziewczynę z kłopotami w nauce od downów. Że jest bezczelna w stosunku do nas- koleżanek z klasy. Po tym zapanowała obraza majestatu. A ponieważ Sylwusia była na mnie obrażona (nie moja wina, że nie potrafi bronić swoich teorii). To obrażona była na mnie cała klasa.
To przez tą dziewczynę nasza klasa się rozpada. Nigdy nie byliśmy jakoś całkowicie zgrani, ale to co teraz się dzieje to czysta tragedia. To nie pierwszy rok, w którym mam sprzeczki z Sylwusią, ale dawniej było mi łatwej. Dawniej murem za mną stała Kaśka (niektórzy forumowicze pewnie pamiętają o jej kłopotach z anoreksją, na szczęście wyszła z tego), a teraz nic. Dawniej byłyśmy przyjaciółkami. Mogłam jej powiedzieć o wszystkim i wiedziałam, że zawsze mogę liczyć na jej wsparcie. Teraz już tego nie ma. Kaśka "zaprzyjaźniła się" (choć przyjaźnią tego nazwać nie można) z Sylwusią. Podłapała jej zachowania. Teraz poza chłopakami nic się dla niej nie liczy. Zmieniła się tak straszliwie... Chociaż, niekiedy jak jesteśmy razem, we dwie, jakbyśmy znów miały ze sobą dawny kontakt. Znowu wspólnie gadamy, śmiejemy się, żartujemy... Ale co z tego? Zaraz na horyzoncie pojawia się Sylwusia i znowu jest po staremu.
Poza tymi dwiema- wrogo nastawionymi, są jeszcze dwie dziewczyny. Ale one nie są w stanie mnie zrozumieć. Sylwia (mamy dwie w klasie) nie rozumie co to znaczy być odtrąconym przez wszystkich. Ona zawsze miała powodzenie, wokół niej zawsze było pełno wielbicieli. Aśka (wyzywana od downów) w pewnym stopniu jesteśmy podobne. Obie jesteśmy wyrzutkami, nie lubianymi w klasie. Jednak nie jesteśmy w stanie znaleźć wspólnego języka, za bardzo się różnimy.
Wydaje mi się, że jedyną osobą, która mnie rozumie i szczerze lubi jest Roksana. Ona jest osobą również bardzo tępioną w klasie. Bo jest "inna". Roksana jest jednak strasznie chybotliwa psychicznie. Jej siostra jest niepełnosprawna, brat choruje na astmę, jej rodzina jest biedna. A ona nie potrafi się w tym odnaleźć. Staram się jej pomóc jak mogę, rozmawiamy, dyskutujemy. Wydaje mi się, że przynosi to pewną poprawę. Po aferze na wychowawczej to ona pierwsza przyszła do mnie z przeprosinami. Stwierdziła, że mam rację i że ona mnie popiera. Teraz w sporach z Sylwusią stara się stać po mojej stronie.
Największą pociechą w klasie są dla mnie dwie dziewczyny na wózkach. Siostry- Basia i Ola. Z nimi jestem w stanie rozmawiać cały dzień i nigdy nie mam dość. Jednak one mają nauczanie indywidualne, nie są na bieżąco w życiu klasy. Jednak są to zdecydowanie moje najlepsze koleżanki (od czasu kontaktów z Kaśką nie używam już słowa przyjaciel).
Pozostają chłopaki- z nimi naprawdę mogłabym się zaprzyjaźnić. Ale oni tchórzą przed Sylwusią, zawsze stają po jej stronie. Problemem w kontaktach między nami jest też fakt, że oni uważają mnie za kujonicę, która nic nie robi tylko ślęczy nad podręcznikami i wkuwa na pamięć wszstko co się da. Nie rozumieją jak można z własnej woli przeczytać książkę, która ma kilkaset stron (WP, HP) i nie są w stanie zrozumieć, że ja sobotę wolę spędzić na spacerze z psem, niż na dyskotece.
Na szczęście to już koniec mojej przygody z tą klasą. We wrześniu idę do gimnazjum do Krakowa