W sobotę poszedłem z córkami na Harego Pottera
film jak film, ale małym dzieciom nie polecam. Zmienił się reżyser, aktorzy
podrośli i zrobiło się jakby mniej bajkowo i jakby bardziej straszno.
Najbardziej wzruszyła mnie scena kiedy jedna z głównych pozytywnych postaci
profesor jakiśtam zamienia się w wilkołaka.
Od razu przypomniały mi się wszystkie straszne, oglądane w dzieciństwie
horrory, w których ktoś zamienia się w wilka. To jest cały rytuał, najpierw
rosną mu włosy na twarzy, potem deformują się kości, wyłażą pazury, czasem
pęka skóra na plecach... Pamiętam, że kiedy byłem mały to właśnie tego
najbardziej bałem się na świecie. Do mojej ciotki, gdzie mieszkał kuzyn -
który był prawie jak rodzony brat - było ze 300 metrów przez podwórko, na
małym podwarszawskim osiedlu, ale ja biegłem zawsze jak na skrzydłach nucąc
w panice jakąś piosenke, która pomagała zapomnieć o wielkiej bestii
biegnącej tuż za mną.
Nie bałem się chyba nigdy niczego tak bardzo jak właśnie wilkołaka.
Człowieka zamienionego w wilka.
To jest bardzo ciekawe, bo teraz historia wraca do mnie, jak zresztą
wszystko, zatoczywszy wielkie koło...
W bajce o Czerwonym Kapturku mamy ciekawską dziewczynkę w seksownym ubraniu
i niedobrego wilka co zjadł babcię a potem Kapturka. Bajkę obśmiali już
chyba wszyscy i w erze hip hopu nikt nie boi się już wilka. Dla dzieci wilk
to jest taki duży piesek, co najwyżej niedobry...
Jakiś czas temu zetknąłem się z wykładnią bajki o przedwczesnej inicjacji
seksualnej (przekonywujące) i o archetypowej postawie Kapturka (trochę
takiej Lolitki). Wszystko to było ciekawe, aczkolwiek dosyc abstrakcyjne dla
mnie aż do momentu kiedy zacząłem takie Kapturki spotykać w życiu.
Małe kobietki które miały nieomal na czole (albo na innych częściach ciała)
wypisane: "zjedz mnie", ochoczo pakujące się w bardzo niedwuznacznie
niebezpieczne sytuacje. Tytułową czerwoną pelerynkę zastępowały jakimś innym
szczegółem garderoby, a to tasienką wokół szyi, a to bransoletką na kostce,
przekłutym jęzorkiem, tatuażem, odsłoniętym kawałem pupy - ilość pomysłów
nieograniczona. Nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie to, że owe spotykane
przeze mnie Kapturki, szwędały się w porach i okolicach całkiem dla ich
wieku nieodpowiednich (zeszły ze ścieżki do lasu, mimo zakazów mamy). Jakby
bardzo zależało im na tym żeby zostać zjedzone.
Potem śniło mi się, że zmieniam się w wilka.
- Och, kochany, trzeba wyciągnąć z ciebie tego zwierzaka, którego masz w
środku. Nie uciekniesz od niego.
Tak mówiła mi pewna bardzo bliska osoba. I wyciągała zwierzaka. A może sam
wyłaził. Najwyraźniej bardzo jej się to podobało.
- Jak to się stało, że nie odkryłeś tego wcześniej?
- Wcześniej byłem małym chłopcem, który boi się takich rzeczy i musi spiewać
pod nosem piosenkę kiedy wraca nocą do domu.
Przypomniał mi się film z Jackiem Nicholsonem i Michelle Pfeiffer - "Wilk".
Film opowiada historię pewnego faceta, który zostaje ugryziony przez wilka,
a po kilku dniach zaczynaja w nim zachodzić niepokojące zmiany. Zwierzak z
niego wyłazi. Wyostrzają mu się zmysly. Zaczyna zwracać uwagę na detale.
Zaczyna inaczej patrzeć na kobiety. I one na niego. Aż zmienia się w wilka.
Wszystkim polecam - film naprawdę dobry.
hmmmm. hasło "kryzys wieku sredniego".
Czy to nie jest to coś, co każe statecznym już panom uganiać się za
młodziutkimi pannicami?
Może gdzieś koło trzydziestki zaczyna się w facetach przemiana duchowa,
która ma doprowadzić ich do bycia mężczyzną? Przemiana ta trwać może kilka
lat. I jednym z jej elementów jest odkrycie własnej zwierzącości w sobie.
Zwierzęcości, którą wielu ma mocno wypartą.
Odkrycie i zaakceptowanie tej siły byłoby wtedy nieodzownym elementem tej
przemiany.
Kiedy owa zwierzącość wymknie się spod kontroli, zamieniamy się w wilka.
Ech... muszę przyznać że kobiety to lubią. Nawet bardzo. Być może daje im to
poczucie mocy. Kiedy mają okiełznaną bestie, zwierza, burzę instynktów. O
ile mają ją okiełznaną... Kiedy im się wymyka, lubią to już mniej... Wtedy
jest się świnią, łajdakiem, zbójem, podlcem, fiutem itd....
Wszystko jest dla ludzi i skoro takie coś jest we mnie to nie mam innego
wyjścia jak to zaakceptować.
O ile nie robie innym krzywdy.
O ile nie zjadam małych niemądrych czerwonych kapturków.
A granica jest niestety płynna i bardzo łatwo ją przekroczyć.
Kontrolowanie zwierza w sobie jest bardzo trudne jeśli się już go obudzi.
Nicholson przypinał się w filmie kajdankami do kaloryfera, żeby w nocy nie
zrobić komuś krzywdy. Ale dziewczynie (Pfaifer) chyba podobało się jego
nowe człowieczo-zwierzęce wcielenie.
Na koniec była wielka bitwa z tym złym -- i happy end.
Czyli musi być bitwa... i ktoś musi wygrac....
Zauważyłem, że im jestem starszy tym większe wzbudzam zainteresowanie u
kobiet.
Na razie wydaje mi się to zabawne. Ale wiem, że bitwa być musi.
W Bajce o Kapturku, wilka zabija myśliwy. Myśliwy to jest ten właściwy
facet. Akceptowalny. Z przyszłością. Na pewno lubi pierogi i zupę. A nie
nłode panienki. No i na pewno kapturek jest mu przeznaczony (jakoś o innych
mężczyznach w okolicy bajka nie wspomina).
Kiedyś, pod wpływem impulsu narysowałem mapę siebie.
Na samym dole tej mapy był śpiący wojownik, małpa i jaskinia skarbów.
Dzisiaj wiem że śpiący wojownik może być też nieujawnionym wilkiem.
Muszę szybko dorosnąć.
Wiecie co się dzieje kiedy Piotruś Pan albo Mały Książe niedorośnie, tylko
się zestarzeje...?
Zamienia się w bardzo niedobrego wilka.
I to wcale nie jest nieprzyjemne.
Pozatym witam serdecznie wszystkich forumowiczów, jestem tutaj nowy i mam nadzieję że zagoszczę na dłużej.