Nie upilnowaliśmy rozrodu psów w Polsce. Teraz po całym kraju włoczy sie cała masa bezpańskich czworonogów. Te w miastach kręcą sie po ulicach i osiedlach same lub w małych grupkach, na polach i obrzeżach miast, takich jak Białystok. W lasach i pustkowiach psy tworzą watahy i stają się niebezpieczną plagą. Doprowadziła do tego ludzka niedbałość i brak odpowiedzialności. Sterylizacja i kontrola narodzin psów to w naszym kraju pojęcia dla wielu wręcz abstrakcyjne.
Bezpańskimi psami zajmują się Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami i Schronisko dla Zwierząt. Problem polega jednak nie tylko na permanentnym braku pieniedzy, ale także na swoistej "wojnie" jaką przez lata toczyły ze sobą te organizacje. Na szczęście obie strony deklarują już że to przeszłość.
Wszytsko zaczęło się kilka lat temu, gdy miasto postanowło przejąć od Towarzystwa kontrolę nad schroniskiem, w którym miały panować bardzo złe warunki. Role szybko się odwróciły i od tego czasu Towarzystwo zarzucało miastu, że psy w schronisku nie mają odpowiedniej opieki. Wizyty zarówno w siedzibie Towarzystwa, jak i w schronisku nie napawają optymistycznie.
Białostocki oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami mieści się w starym domu przy ulicy Świętojańskiej. W małym pokoiku na parterze nie ma komputera, faksu, czy nawet telefonu. Radio i meble pamiętają chyba jeszcze czasy Gomułki, a przynajmniej Gierka. Trudno się temu dziwić skoro Towarzystwo jest finansowane tylko ze składek członków. A tych nie ma zbyt wielu.
Wiceprezes zarządu M.J.D, prezentuje wykonane we własnym zakresie świeczk, których sprzedaż przed świętami Bożego Narodzenia podreperowała budżet Towarzystwa. Jednocześnie skarży sie na warunki pracy. Trudno jest cokolwiek załatwić bez podstawowego sprzętu, jakim jest telefon. Na razie korzysta z włąsnej komórki, ale na dłuższą metę potrzebny jest aparat stacjonarny.
Tymczasem ludzie oczekują od tej organizacji szybkiego reagowania na wszelkie zgłoszenia o zwierzętach w potrzebie. Ostatnio do Pani D. dzwonili ludzie, którzy domagali się od Towarzystwa "odłowienia" bezpańskich psów. Twierdzili przy tym, że skierowano ich do niej ze schroniska, które nie podjęło się tego zadania, choć ma taki obowiązek.
W ogóle sprawa wyłapywania wałęsających się psów ma kilka wątków. Zobowiązane do tej działalności jest schronisko i za każdego odłowionego psa ma podobno otrzynywać od miasta ok.250 zł. Nie potwierdza tego kierownik schroniska pan F. P. Faktycznie, gdyby rzeczywiście otrzymywali tyle pieniędzy za każdego złowionego psa, pracownicy placówki non stop jeździli by po mieście i tropili bezpańskie czworonogi. Nie odrzuciliby żadnej okazji do zdobycia dodatkowych pieniędzy.
Sytuacja Towarzystwa pod pewnym względem przypomina problemy Towarzystwa. Tu także brakuje pieniędzy. Całoroczny budżet tej jednostki opłacany przez miasto to 400tys.zł. Rzeczywiste wydatki sięgają 550-600 tys.zł, tyle ze aż 80% pochłaniają wynagrodzenia wszystkich 12 pracowników.
Zdaniem pani D. to zupełnie niepotrzebny przerost zatrudnienia, na potwierdzenie podaje przykład Anglii, gdzie w niektórych schroniskach pracuje tylko jeden człowiek. Kierownik schroniska zapytanyo tą sprawę, tłumaczy,że tak duża liczba etatów jest niezbędna. Samych stróżów musi być pięciu, bo schronisko, otwarte tylko w dni powszednie do 15, nie może sobie pozwolić na płacenie zwiększonych stawek za nadgodziny. Poza tym są kierowcy, księgowa i weterynarz.
Kolejne zarzuty Towarzystwa, o to że przez lata psy nie były leczone, a jedynie usypiane, kierownik tłumaczy brakiem pieniędzy i bałaganem jaki zastał. Teraz w schronisku jest już weterynarz i psy mają odpowiednią opiekę, przeprowadza sie kwarantanny, choć nadal na leczenie poważnych chorób nie ma pieniędzy. Dziura w budżecie nie pozwala także na przeprowadzenie powszechnej sterylizacji.Jednak w tej sprawie istnieją według kierownika także inne problemy. Ludzie podobno nie chcą brać psów wysterylizowanych, uważając je za nie w pełni sprawne.
Jeśli chodzi o warunki panujące w schronisku, to ich ocena zależy chyba od tego kto ją wydaje. Nowy pawilon, niedawno pobudowany, robi wrażenie solidnego i spełnia niemal wszystkie wymagania. Boksy na dwa, trzy psy mają podgrzewaną podłogę i w większości są czyste. Za budynkiem jest już przygotowane miejsce pod kolejną inwestycje, czyli dłuższy wybieg dla psów. Niestety dobre wrażenie z tej części schroniska, zupełnie psuje stary pawilon. Jest niewiarygodnie wręcz brudny i mocno już zdewastwony. Jednak na dokończenie prac remontowych brakuje w tym roku ponad 100 tys. zł.
Defizyt budżetu schroniska kierownik stara sie załatać na wszelkie możliwe sposoby. Podstawowe źródło dochodów to sprzedaż psów, choć suki oddaje sie za symboliczną złotówkę. Rocznie w ten sposób schronisko wzbogaca się o ok. 50 tys. zł. Pobiera się także opłaty za psi hotel, funkcjonujący w nowym pawilonie. Zdarzają się także datki pieniężne od różnych instytucji i osób prywatnych. Kierownik nie chce się wdawać w szczegóły tego źródła finansowania, gdyż jak tłumaczy wielu ofiarodawców życzy sobie pozostać anonimowymi.Znaczny wkład stanowią dary przekazywane przez zakłady mięsne.
Pomimo dzielących ich różnic wiceprezes Pani D. i kierownik Pan P. zgadzają się w jednym, potrzebny jest ogólnopolski program edukacji społecznej, dotyczący kontroli rozrodu psów i zwiększenia odpowiedzialności ludzi za swoje zwierzęta.
Brak słów!!!!!