Zastanawia mnie to, że moje kociambry czasem mnie albo mojego męża delikatnie podgryzają.
Dzieje się tak np. podczas głaskania, miziania i przytulania.
Tzn. Krawatek wskakuje mi na szyję, mruczy, liże mi ucho, tuli się, pieści, ociera, bardzo intensywnie sie przytula i czasem delikatnie dziabnie.
Dyziek, gdy leży pod kołdrą przytulony do mojego męża i cudnie mu mruka, też porafi pacnąć go kiełkami z nogę. Delikatnie, raczej to łaskocze, absolutnie nie boli.
Czy koty są w takich momentach szczęśliwe aż tak, że kąsają? Tak wyraża się pełnia kociego szczęścia? Rozkosz do bólu?