NIE POLECAM LECZNICY DLA ZWIERZĄT-WOJ.POL. za POGOTOWIEM!!!Mojej kochanej suni, wypadł wenflon, ponieważ było niedzielne popołudnie, pojechałyśmy do w/w lecznicy, lekarz zaczął mnie wypytywać gdzie się pies leczy itd., choć prosiłam tylko o wenflon, bo leżała pod kroplówką w domu. Lekarz skaleczył się sam, a potem mocno łapę mojego psa, choć zawiązał jej opaskę cały czas krzyczał i nic nie robił, mówił, żeby psu podać narkozę, że pies się kręci, żebym go trzymała za pysk, bo go ugryzie. Dodam, że ona była z labradorów, spokojna, weterynarze zawsze ją chwalili, że taka dzielna jest. Lekarz ciągle krzyczał ,kiedy mu zwróciłam uwagę, wyrzucił mnie. Weszła z nią moja Mama i prosiła o wenflon. Wszyscy na korytarzu to słyszeli więc ją wpuścił. Słychać było jak moja sunia zapłakała, bo ją rzucił o blat, wenflon źle założył (potem zrobił się krwiak). Mamę też wyrzucił, straszył policją i nie chciał się przedstawić, co również słyszeli wszyscy. Na korytarzu źle o nim mówiono (J.D.) tyle że długo czynne. Moja suńka cierpiała od trzech miesięcy, nie było wiadomo co jej dolega, chodziłam do różnych lekarzy, ponieważ potrzebowała specjalistycznych badań ( wcześniej jeździłyśmy do TOZ, ale oni nie mają RTG czy USG) trafiłyśmy do Lecznicy Małych Zwierząt na ulicy Duńskiej i mogę polecić weterynarzy tam pracujących. Mówili do niej, zwracając się "Żabko". Czułam się tam dobrze. Spędziłam tam dużo czasu, bo mój piesek leżał pod kroplówką, w specjalnej sali, gdzie można było mu towarzyszyć. Kiedy suni zrobiło się zimno, a ja ją trzymałam, szybko zaoferowali się, że przyniosą jej kocyk, który zostawiłam w poczekalni. Niestety, Mery, bo tak się nazywała, miała dużego raka żołądka.