Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukanie zaawansowane  

Aktualności:

Strony: [1]   Do dołu

Autor Wątek: Czarek- Charlie  (Przeczytany 1359 razy)

0 Użytkowników i 2 Gości przegląda ten wątek.

Fatty

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 14182
  • Tyle Twojego zostało z nami.
    • WWW
Czarek- Charlie
« : 2007-06-03, 16:20 »
Moje słonko najdroższe

22.01.01 -03.06.07



Śpij spokojnie rudek ...


Był moim spełnieniem marzeń. Rozpaczliwie chciałam mieć psa, ale rodzice wciąż odkładali tę decyzję na później i później... gdy w końcu zaczęli się zabierać do wyboru rasy szalałam ze szczęścia. Wybór padł na chow-chow, w hodowli były 2 szczeniaki: nieufny mały Czaruś i jego przytulaśny,sporo mniejszy miotowy brat. Wyboru dokonał mój tata: wybrał Czarka, mówiąc" Biorę tego, bo do mnie podobny" .
W drodze do domu, siedział mojej mamie na kolanach wylizując jej metalowe zapięcia w kurtce- gdy był malutki miał bzika na punkcie smaku metalu, wylizywał klucze, uchwyty od szuflad, a nawet metalową część maszynki do mięsa kiedy stała na najniższej półce...
Mały czałek to była nowość - zupełnie inny był, niż szczenięta do których przywykliśmy. Był bardzo nieufny( a przecież miał dopiero 7 tygodni), dlugo się do nas przyzwyczajał ale czyściutki był niewyobrażalnie. Siku i kupkę tylko i wyłącznie na gazetkę(no, zdarzały się przypadki,że postawił przednie łapki na gazetce i no to luuu! na dywan. I jak tu psa skarcić za to, skoro on łapkami na gazecie niewątpliwie stoi! :P ) . Nigdy niczego nie pogryzł, nie zniszczył.
Pamiętliwa bestia z Czarlołka była... doskonale zapamiętał sobie drażnienie przez pewnego chłopca i będąc jeszcze szczenięciem dziabnął go 3 razy, ogólnie mówiac polował na niego.
Najsilniejszy związek łączył go z moim tatą- byli tacy sami, podobni i fizycznie i z charakteru... mieli swoje stałe rytuały, najpierw gdy ojciec wracał z nocki było powitanie, potem szli gęsiego do kuchni na śniadanie, następnie równiez gęsiego do pokoju na godzinkę drzemki a potem razem na spacer, a potem znów drzemka. Gdy tata wyjechał na kilka dni nie zabierajac g ze sobą, psisko czekało przed drzwiami, powygryzało do krwi łapy, na każdym spacerze nerwowo go szukał i ciągnął do miejsca w którym widział go po raz ostatni... gdy pańcio w końcu przyjechał wylewnego powitania nie było, bo psisko było urażone ;) Dopiero po jakimś czasie nagle przyszedł kolebiąc kitką i ze śmiejącą się mordką- widać wybaczył pańciowi nieobecność i przyszedł go przywitać.
Mój obrońca rudy, zawsze mnie rozbrajało jak na każdym kroku chce mnie bronić - na wieczornych spacerach gdy nadchodzący ktoś mu się nie podobał to stroszył się, zasłaniał mnie sobą i pomrukując czekał aż ta osoba nas ominie... dopiero gdy to zrobiła i gdy odprowadził ją wzrokiem, mogliśmy iść dalej.
Na spacerach w lesie stawał się znowu szczeniaczkiem... szalał po górkach, przewracał się, tarzał się w trawie, biegał tak,że aż zwiewało mu kitkę z grzbietu... :)
W domu oaza spokoju, smacznie chrapiąca na progu, i o ile zdarzyło mu się na mnie burknąć to zaraz przychodził ....podajac łapę na zgodę.
Tak strasznie mi go brakuje. Mam nadzieję,że teraz jest szczęśliwy... i ze jeszcze kiedyś się spotkamy.
« Ostatnia zmiana: 2007-06-15, 07:37 autor Fatty »
Zapisane
Never give up hope,
if someone burst your bubble
mix up some more soap.
Strony: [1]   Do góry
 

Strona wygenerowana w 0.06 sekund z 23 zapytaniami.