wróciłam dzisiaj z nad morza i od razu pojechałam do koni, była tam nowa dziewczyna, którą znam już jakiś czas. Okazało się że zabrała wszystkie pięć koni na łąkę, to że stały to nic złego problem w tym że wszystkie były przywiązane oprócz źrebaka. Nie wiedziałam że kotara była przywiązana bo ona nie umie chodzić na linie! A dziewczyna poszła robić coś tam w stajni jak poszłam 5 minut później nie było kotary, lece zobaczyć co jest a ona leży i jęczy! Boże ty mój myślałam że zdycha! Zaplątała sobie obie tylne nogi i poprzecinała do krwi, obmyłam rany wodą mimo że cały czas jej leciała taka jasna żylna krew, dobrze że nie tętnicza, bo wtedy chyba byłby koniec, zawinęłam jej nogi. Tak bardzo ją bolało że nie wiedziała na której nodze stanąć żeby się nie przewrócić. Myślałam że popęłnie moredrstwo w afekcie, bóg mnie chyba pokarał za super tydzień w międzyzdrojach! Po chwili prowadzę ją do stajni a ona się przewróciła mi pod nogami. No i wracam po tygodniu stęskniona i na dzień dobry mam nowy problem, niedość że reszta koni załapała grudę wszystkie mają pozawijane nogi, oprócz kotary i ona też ma tylko z innego powodu! Oczywiście żaden z wet. nie odebrał telefonu jak zwylke, zresztą, bo po? Jak można być tak nieodpowiedzialnym, przecież wystarczyło zabandażować jej nogi, tylko tyle.