Ja juz nie ucze sie, ale z chęcia opowiem o mojej klasie w technikum.. Mielismy w 4 kalsie juz 2 klasowych dzieciaków..
Kolega A. i P. mieli fajne pomysły.. kiedys podpalili innemu koledzeteczkę, innym razem zjedli kanapkę a potem ją komus na kurtke wypluli... luzik...
Kiedys pojechalismy na sadzenie lasu - to młode drzewka potem po calym autobusie latały
, to samo bylo z jakąs kukurydzą (skąd oni ją wytrzasneli... niestety latała w kolbach... oj bolało
) ...
Pamietam jak kolega Michas oddawał mocz do butelki po piwie na wycieczce ... a potem gdy autobus sie zatrzymał .. chlopak wypadł na łeb na szyję do lasu.. po drodze sie wywalił i wpadł cały do takiej ogromnej kaluzy
Jest jeszcze moj naj naj kolega Jarek
- oj fajnie bylo, wagary, poszukiwanie płyt Velwet Underground, czy proby wydawania wlasnego "Brulionu"
, lub lekcje angielskiego..
To wogole bylo zabawne, bo obydowje sie wychowalismy na Belwisie i Buttheadzie, a reszta klasy, no coz, z angielskim mieli problemy.. jak mielismy ukladac zdania z jakimis zwrotami , to najczesciej było cos w stylu.. And the atomic war came to this land ... itd..
Ocziwiscie wydlubyuwanie sobie oczu patykami i czy inne opisy tortur w jezyku angielskim byly podstawaą...
w 3 kalsie sie zmartwilismy bo facet 5 lekcje pod rząd męczyl ta samą czytanke.. nie wytrzymalem i zapytalem "czemu w kolko robimy to samo" .. a facet popatrzyl z politowaniem na klase i powiedzial " a kto sie tutaj domysli "
.. no byl jedynym ktory zaklną przy nas : "wy mnie wk***(*"
Ogolnie lekcje angielskiego Byly ok...
Wspomniec moglbym jeszcze o kolezance Wioletce
... ach... to byly czasy
Ogolnie anuczyciele byli ok, procz jednej takiej od polskiego.. nad jej drzwiami chcielismy przybic tabliczkę z cytatem z "Piekła" Dantego... "porzuccie wszelką nadzieję".. niestety nikt ani tabliczki ani napisu nieuskutecznił