Ta pani o której piszecie nazywa się Terry Shiaivo (nie wiem czy tak się to pisze) i moim zdaniem... nie mam zdania... A to było tak że są kazał ją odłączyć, i potem drugi sąd już po odłączeniu podtrzymał tę decyzję i tylko chyba Bush może jeszcze coś zrobić, ale jak pisała, bodajże Kati nie wiadomo co z tego wyniknie... Ogólnie jestem zdania, że jeśli dla człowieka chorego życie to męczarnia to tak... była bym za... To gadanie że mąż chce kasy, bulwersowanie się... Przecież na prawdę nic nie wiemy, to mogą być ploty brukowców, nieżyczliwych ludzi, a z drgiej strony rodzina, też może nie taka święta... Może chcą żeby żyła z własnego egoizmu, może dla niej nie ma szans, a mamusia nie chce żeby jej dziecko umarło... Nie wiemy tego... Tak samo jak nie wiemy jaki jest jej stan... Słyszałam w TV wypowiedź polskiego lekarza, który wyleczył ludzi z podobnych przypadków, on też mówił że się nie orientuje w sytuacji ale jeśli da się coś zrobić to on by próbował... Myślę, że sądy, oba zapoznały się z tą sprawą, opiniami ekspertów i nie podjęły decyzji bez sensu. Tylko jeśli oba sądy zdecydował, jak zdecydowały, to może faktycznie jest to "najlepsze" wyjście... Poza tym, wątpie żeby kto kolwiek podjął decyzję o śmierci Terry, po zobaczeniu jej uśmiechniętej twarzy. Ja widziałam ją w TV, w wiadomościach... Jej uśmiech, aż serce się sypie na tysiąc kawałków...
Przy okazji napiszę jeszcze o jenym przypadku, który mnie bardzo dotknął... było to w wakacje. Dwie dziewczyny, bodajże złączone głowami bliźniaki sjamskie, dorosłe, bo 18-stoletnie, podjęły decyzję o operacji, rozłączenia ich. Miały plany, chciały zdawać na studia, jedna bodajże na prawo. Mogły nie przeżyć tej operacji, mogły przeżyć, mogła przeżyć jedna, umzeć druga... Którejś nocy powiedzieli w radiu, że obie umarły... Matko, do tej pory jak o tym myślę zbiera mi się na łzy... Wiecie, ja na prawdę wierzyłam, że im się uda... Chciały mieć dobre, normalne życie, zaryzykowały, żeby żyć jak my... To było, jest straszne... [']