Mój kochany, mały Brandonek dzisiaj w nocy odzszedł
. Zostawił po sobie tylko kilkanaście fotek
. Rano leżał sztywny a wokół niego było coś przezroczystego i śmierdzącego. Może gdybym się w nocy obudziła to przeżył by do rana i rano poszłabym z nim do weta
. Tam gdzie teraz jest napewno jest mu dobrze. Teraz mam tylko nadzieję że reszta się od niego nie zaraziła. Za około miesiąc chce dokupić nowego samczyka. Już żadna papużka nie będzie taka jak Brandon
. Umiał on przychodzić kiedy zawołało się: chodź Brandon, zawracał się spowrotem kiedy się mówiło: a gdzie Ty idziesz?, wchodził na palec na komendę: wejdz i schodził z niego kiedy się mówiło: zejdz. Teraz Zuzia jest taka smutna. Pewnie tęskni za Brandonem.