Moja mama nigdy nie chciala miec kota, ja z siostra chcialam miec strasznie jakiegos kociaka mialysmy juz 5 psiakow w domu wiec i kot by znalazl swoje miejsce, postanowilysmy mamie zrobic wlasnie taki prezent na urodziny. Pech w tym, ze mama ma urodziny w styczniu i akurat wowczas mowiala z moim tatkiem naprawiac rury z wody bo pozamarazly, moja siostra pobegla do swojej kuzynki po kociaka, zawiazala mu piekna wielka czerwona kokarde i wywinal nam sie w domu radosnie wbiegajac na srodek rozbebeszonej kuchni wesolo pomialkujac. Mama byla w szoku a my jej odspiewalysmy sto lat, zaznaczylysmy ze to prezent urodzinowy i ma go kochac, nie wyrzucac i nie oddawac nikomu, mama siadla i zaczela sie smiac z naszego podstepu.
Pokochala tego kota na zabo, Kicius bo tak go nazwala byl czarno bialy, mial z jednej strony wasy biale z drugiej czarne, byl stonowanym i kochaym kotem, mial tylko jedna wade, nie zalatwial sie do kuwety tylko do wegla a w popiele z ognisk uwielbial sie tarzac, nieraz poznawalismy go wlanie po tych wasach, byl wiec czesto kapany bo spal w poscieli. Zawsze kapalam go w zlewozmywaku, obejowal moja reke swoimi czterema lapkami i tak sie kapal, niestety mielismy sasiada pijaczyne ktory nienawidzil koty i podejrzewamy ze nam go zabil bo po 2 latach kot nagle zaginal, zawsze chodzil swoimi sciezkami, znosil nam do domu upolowane myszy czy szczury, codziennie przed drzwiami wejsciowymi mielismy poukladana gorke jego zdobyczy. Mama po jego stracie jeszcze raz miala kota ktory zginal tez w niewyjasnionych okolicznosciach i powiedzial ze wiecej miec nie bedzie bo nie chce miec kota na przyslowiowe 5 minut, a na sasiada nie mielismy zadnych dowodow ze to on nam je pradopododobnie zabijal wiec i tu mielismy marne szanse zeby pociagnac go do odpowiedzialnosci.