Ja wsiadłam pierwszy raz na konia jak miałam 3 latka. Wzięłam rolnika na litość, stałam i wpatrywałam się w tego konia jak w obrazek, a że byłam jak aniołek to rolnik nie wytrzymał i mnie wsadził na grzbiet. Był to śliczny zimnokrwisty kaszan.
Siedziałam na oklep, a koń sobie orał pole. Byłam najszczęśliwsza na całym świecie
Koń pewnie nie czuł, że ma coś na grzbiecie
Potem miałam długą przerwę bo rodzice nie pozwalali mi jeździć, choć mogłam mieć lekcje za darmo w profesjonalnej stadninie sąsiadki
Wszystkie dziewczynki z okolicy jeździły na szetlandach.
Do dziś im tego nie mogę wybaczyć.
Wsiadłam na konia jak miałam 16 lat za własne zarobione pieniądze.
Był to konik polski, bardzo spokojna klaczka (taki człapak typowy), nauczył mnie wiele, choć nie miałam instruktora. Uczyłam się sama z książek.
Jak miałam 18 lat zapisałam się do Tabuna na jazdy. Nie był tak źle, jazda w zastępie jednak nie dawała mi przyjemności. Dużo bardziej podobało mi się pod lasem u chłopa
Teraz od czasu do czasu wpadam do koleżanki pomęczyć jej Hucułka.