A ja nigdy się ogólnie koni nie bałam. Potrzebowalam troche czasu, zeby sie przyzwyczaic, ze nie wszystkie koniki są łagodniutkie i zeby przyzwyczaic sie do konskich zachowan. Owszem, byłam szczęśliwa ale poddenerwowana przed pierwszą lekcją jazdy, przed pierwszym zagalopowaniem, ale ę samych koni sie nie bałam.
Prawda, w starej stajni były także konie dość nieprzyjemne w boksie (jedna nawet nazywaliśmy Nawalona <a na imię miała podobnie w wymowie, na dodatek po wejściu do boksu momentalnie odwracała się i próbowała kopać>) oraz jedna stara złośnica, ktora mnie skutecznie zraziła do czyszczenia tylnych końskich kopyt. Po prostu wyszarpnęła mi nogę z reki i lekko drasnęla mnie w ręke - nie, nie bolalo, ale sie wystraszylam i do tej pory mam opory przed czyszczeniem tylnych kopyt... Glupio mi prosic za kazdym razem kogos o pomoc (chyba, ze kon probuje kopnąc i to na "powazne" to wtedy wole poprosic kogos, a nie igrac z losem
) wiec czyszcze, ale na pewno tego nie lubie
Kiedys mialam tez opory przed zakladaniem oglowia - kon na ktorym jezdzilam za nic w swiecie nie chcial spuscic glowy - ja jestem niska, kon duzy, machał nią w gore i dol, a jak juz udalo mi sie sciągnac ją na dół to nie chciał brać wędzidła, palce nie pomagały. I z gory zalozylam, ze kazdy konik tak robi i jak najbardziej moglam probowalam sie wykrecac od tego. Potem jednak nie mialam mozliwosci, aby ktos mi pomogl, sprobowalam z innym, spokojnym konikiem i udalo mi sie. Od tego czasu juz nie mam oporów i wszystkim konikom na którym potem jezdzilam zakladalam.
I jeszcze jedna taka "historyjka"... W mojej stajni byl konik, piekny 5 letni walaszek. Widzialam, jak wariowal w boksie, jak strzelal baranki i zrzucal. Widzialam tez jak reagowal na widok klaczy - slowem maly swirusek... Czulam lek przed tym koniem, az pewnego pieknego dnia mialam na niego wsiasc... Na początku bylam pewna ze to dzikus i ze zanim wsiąde juz zlece, ale okazalo sie, ze to calkiem mily i spokojny konik - a jaki aniolek w boksie! Szybko sie polubilismy i
spedzilam z nim naprawde mile chwile i wiele mnie nauczyl
Jeszcze jedno mi sie przypomnialo - przy stanowisku staly dwa walachy od bryczki. Na obozie zanosilismy im wode w wiadrach, bo niestety nie mialy poidel. Na poczatku nie moglam sie przemoc zeby przejsc obok tych ogromnych koni od tylu - bylam pewna ze zaraz kopyta w gore i po mnie
Jakos wyszlo, ze wejsc musialam, i stwierdzilam, ze to nic strasznego, tylko trzeba bylo powiedziec 2 zlote slowa, a koniki same przesuwaly sie na bok
I moglam przesiadywac obok nich godzinami...
Teraz juz nie obawiam sie jak kon proboje mnie ugryzc, czy odskakuje w bok przy czyszczeniu. Jeszcze pol roku temu wylecialabym z boksu i nie wrocila, a teraz juz to minelo i takie malo przyjazne koniki nie robia na mnie szczegolnego wrazenia
Ale oczywiscie, sa granice
Tylko jedno mnie meczy, denerwuje i smuci - jak przelamac obawy, lek, przed czyszczniem tylnych kopyt? wiem ze wiekszosc koni ma gdzies czy sie im czysci czy nie, ale moze dlatego, ze w sumie na początku swojej przygody z konmi spotkalam dosc"niepewne" konie się troche zrazilam...