1.Nie, nie męczy mnie, że ktoś zajmuje się hodowlą zwierząt rodowodowych. Męczy mnie bezmyślne mnożenie nierasowych bid, jakich pełno właśnie w schroniskach.
2. Każdy uczciwy hodowca powie ci, że blokada hormonalna to w zasadzie ostateczność - kotka po niej może mieć olbrzymie problemy z zajściem w ciążę w ogóle, z jej donoszeniem, wreszcie z potencjalnymi upośledzeniami potomstwa - zniekształceniami organów wewnętrznych (opuchlizna nerek i wątroby, np.) dla przykładu. Pomijając kwestię, że kotka sama może przypłacić bombę hormonalną ropomaciczem (nawet po jednej blokadzie), guzami sutka, cukrzycą.
3. Antykoncepcja kotów jest na poziomie takim, jaki miała ludzka PÓŁ WIEKU temu. Brtak jest wiedzy nt. odpowiednich dawek hormonów, przede wszystkim. Zastrzyk to potężne uderzenie w organizm, który u kotek akurat znajduje się zwykle w mało stabilnym stanie hormonalnym. Zastrzyki porównywalne są obecnie spośród ludzkich środków jedynie z analogicznymi zastrzykami dla kobiet, ktore jednak są lepiej dopasowane ze względu na lepsze zbadanie gospodarki hormonalnej ludzi niż zwierząt - niemniej jednak nadal bomby u kobiet wywołują całą masę przykrych zaburzeń i nie zyskały popularności. Tabletki to mniejsza dawka, ale nadal za duża - a przy tym zawodna.
4. Dobrze, że kociaki są zdrowe - miały szczęście. Kota też. Przy okazji mam nadzieję, że pamiętasz o ryzyku zakażenia twojej kotki przez przypadkowego amanta wirusami FIV, FeLV? Pamiętasz, że przed kryciami "błękitnokrwistymi" należy zrobić jej testy na te wirusy? Szczerze mówiąc, idealnie byłoby zrobić je teraz, żeby upewnić się, że potomstwo też jest zdrowe.
5. Nie trzeba widzieć zwierzaka, żeby móc na podstawie danych spekulować na temat potencjalnych zagrożeń, ktorych, nawiasem, sama powinnaś być świadoma, jeśli studiujesz to, co utrzymujesz, że studiujesz. To dopiero proste.