Musze powiedzieć, że trochę się boję umieszczać to tutaj... Nie wiem, czy ktoś w ogóle zrozumie cokolwiek. Opowiadanie (o ile możńa to tak nazwać) zostało napisane na podstawie pewnej historii, której nie mogłam jednak do końca opowiedzieć... Wiem, że to troszkę do niczego... Ale, spróbowac można...
Ostatnie spotkanie
Smukłe, gęsto posadzone drzewa okalały wysoki, prosty mur. Ich liście szumiały targane wiatrem, opowiadając dawne dzieje tego miejsca. Na nowo odżywały tragedie sprzed setek lat i te nowsze, zaledwie z zeszłego lata; pełne rozpaczy pożegnania i zroszone łzami rozstania. A wiekowe mury stały obojętne, nieruchome i milczące, jakby nie widząc, nie słysząc tego wszystkiego. To, co kryło się za nimi było wielką tajemnicą. Zazdrośnie strzegły swego sekretu, wpuszczając tylko tych, którzy decydowali się na zawsze przekroczyć ich progi. Drogę tę wytyczały jedyne, niepozorne drzwi z ciężkimi, żelaznymi okuciami.
Do nich zbliżała się dwójka ludzi, przemierzając przyległy park. Młody mężczyzna z torbą na ramieniu rozmawiał z niewysoka dziewczyną, prawdopodobnie swoją rówieśniczką.
Szli powoli, jak gdyby chcieli odwlec w nieskończoność kres tej wędrówki. Wspominali dawne, dobre czasy, mówili o przyszłości, o przyjaciołach - dawnych i obecnych, rodzinie, planach. On mówił z uśmiechem, pełen radości, ona, w miarę zbliżania się do złowrogich murów, mówiła coraz mniej i coraz ciszej, jak gdyby obawiając się czegoś.
Dotarli w końcu do niewielkich drzwi pośrodku muru bez okien. Zatrzymali się pod wysokimi, szumiącymi drzewami i spojrzeli na siebie. Milczeli. Ona doskonale wiedziała, że widzi go po raz ostatni, że nigdy więcej nie usłyszy jego głosu, nie zobaczy uśmiechu. Uświadamiała sobie, ze nigdy już nie pójdą razem na lody, nie zrobią nikomu głupiego kawału, nie będą się śmiali do łez z tego tylko powodu, że nie mają powodu. To był koniec. Koniec tego wszystkiego, koniec szczęścia, koniec jej złudzeń… Bo tak długo się łudziła, tak długo żyła marzeniami…
-Muszę iść – powiedział cicho, podchodząc do niej.
Skinęła tylko głową.
-Dziękuję ci za te wszystkie lata wspaniałej przyjaźni – mówił – Za śmiech i łzy… za wszystko. Będę o tobie pamiętał…
Chciała coś powiedzieć. Chciała mu powiedzieć ile to wszystko dla niej znaczyło, że był dla niej całym życiem. Wiedziała, że nie może. Nie może mu teraz powiedzieć, co czuje. Nigdy nie mogła, on nie był dla niej…
Poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Tak bardzo chciała powiedzieć chociaż zwykłe ‘dziękuję’… Nie mogła. Rzuciła mu się w ramiona. Z trudem dławiła łzy. Tak pragnęła nigdy go nie puścić. Tu, w jego ramionach było jej miejsce…
-Naprawdę muszę iść – przypomniał odsuwając się nieznacznie – Dziękuję i… żegnaj…
Skinęła głową, pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
Podniósł swoją torbę i odwrócił się. Nie chciał widzieć jej łez. Bał się.
Pewnym krokiem ruszył w stronę drzwi.
Patrzyła jak odchodzi i chciała krzyczeć z rozpaczy. Musi go zatrzymać, musi mu powiedzieć jak bardzo go kocha. Musi!
-Zaczekaj! – krzyknęła gdy już prawie dotknął klamki. Odwrócił się i spojrzał na nią uważnie. Czyżby na to czekał? Nie, z pewnością nie.
-Ja… - słowa stanęły jej w gardle. Przecież obiecała milczeć. Nie może… - Powodzenia! - krzyknęła wreszcie. Uśmiechnął się i zdecydowanym ruchem nacisnął klamkę, by już po chwili zniknąć za drzwiami.
Długo jeszcze stała samotna, pod wysokimi, szumiącymi drzewami, patrząc na zamknięte drzwi. Tak bardzo pragnęła zachować w pamięci jego ostatnie wspomnienie, utrwalić jego uśmiechniętą twarz jak zdjęcie.
Zaczęło się ściemniać. Ruszyła ścieżką, która przyszli razem, w drogę powrotną. Gdy już zbliżała się do granicy parku, odwróciła się i przez moment wydawało jej się, że w maleńkim okienku na wieży widzi jego twarz. Ale natychmiast odegnała tą myśl, przyspieszając kroku.
Minęła prawie już pusty o tej porze park, odwracając wzrok od pary zakochanych, tulących się na ławce, i znalazła się na niewielkim moście. Stąd idealnie było widać mroczne mury na szczycie wzgórza. Przystanęła i wpatrywała się w majaczące w oddali kształty, a łzy maleńkimi strumyczkami płynęły z jej oczu. Nie zważała na zimno, lodowaty wiatr czy drętwiejące nogi. Teraz to wszystko nie miało znaczenia – już nie miała dla kogo żyć.
Jej wzrok przyciągnęła błyszcząca tafla wody tuż pod nią. Niewielkie fale uderzały o most, szumiąc kojąco, spokojnie… Cisza… To było takie kuszące. Powoli łzy przestały płynąc z jej oczu. Stała, wpatrując się w rzekę, coraz bardziej pochylając się nad barierką. Cicha, spokojna woda była taka kusząca… Zdawała się ją wołać, obiecując ukojenie… Zakończyć cierpienie…
***
Młody mężczyzna stał w oknie najwyższej wieży. Przez wypłowiały przez lata witraż przyglądał się okolicy. Jego wzrok przyciągnęła rzeka, wijąca się niczym błyszcząca wstążka pomiędzy polami i lasami. Taka spokojna… Wydawała się tak bliska, znajoma…
Tuż obok wieży szumiały wysokie drzewa, opowiadając nową historię. Historię kolejnej ludzkiej tragedii, kolejnej niespełnionej miłości…