Mój jamnik odszedł ode mnie ostatniego lutego zeszłego roku. Dożył 14 latek i był cudownym rudzielcem, należącym do tych większych jamników. Był rasowcem z rodowaodem - nawet raz byliśmy na wystawie (zdobył ocenę doskonałą), ale przez cały czas próbował mnie wywlec z ringu, więcej już nie jeździliśmy.
Uszy - chm odkąd pamiętam zawsze mieliśmy z nimi problem, aż wreszcie zrobił się grzyb i przeniósł się na skórę. Miał też raka jąder i w wieku 9 lat wycieli mu wszystko. Potem były przeżuty, mimo to do 14 roku życia trzymał się suuuper. Niestety ostatni tydzień życia był zarówno dla niego jak i dla mnie (i całej rodziny) wielkim koszmarem - z dnia na dzień zatrzymywały się poszczególne funkcje życiowe ... i odszedł ....
Zawsze będę go pamiętać, bo był cudownym psem !!!! Wychowywałam się z nim, a on dzielnie znosił moje dziecinne wymysły, m.in. po "Czterech pancernych" musiał być Szarikiem, potem Cywilem, a jak ja wyrosłam to przyszedł na świat mój brat, którego odwiecznym hobby było dokuczanie psu. Zresztą mój jamnior też mi dawał popalić - szczególnie uwielbiał całodniowe wypady, zapadał się jak igła w stogu siana. Nie lubił sam zostawać i dzięki temu kilka razy na święta mieliśmy nową tapicerkę na kanapach bo stara "wyszła" .... Był najukochańszym psiurem na świecie !!!!
Jednak mówiąc szczerze już nigdy nie zdecydowała bym się na jamnika - baaardzo chorobliwa rasa.