Gdyby ich nie było, rolnicy musieliby ubezpieczać się po prostu w firmach ubezpieczeniowych, tak, jak ubezpieczają się od powodzi czy pożaru.
Hmmm...myśliwi twierdzą,ze najlepiej dba o swoje pole i o szkody rolnik,który jest...myśliwym - po pracy strzelba i na pole ...
Na wlasnym przykladzie a sam posiadam gospodarstwo wieksze niz najmnieszy obwod w Niemczech na ktorych sa dwa kola lowieckie. Zadnego problemu nie mam ze szkodami bo wlasnych pol pilnuje sam. Dostaje za kazdym razem odstrzaly bez zadnych problemow. Znajomi rolnicy nawet nie chca slyszec o tym by tak jak ja po pracy ganiac z flinta po polach. Jesli kogos to nie kreci to za zadne skarby do tego sie ich nie namowi. Nasz model lowiectwa jest na prawde najlepszy ale tylko dla tego ze i ci biedniejsi moga pospacerowac sobie po lesie z z flinta bez wydawania na ta przyjemnasc ogromnej kasy.
Według myśliwych w Polsce jest najlepszy model łowiectwa na świecie ( trochę sie trzeba z nimi zgodzić patrząc na to,co się dzieje w Niemczech,Austrii lub we Francji ) i nie chcą żadnych zmian,także w kwestii strat.
Z punktu widzenia chronienia łowisk przed szkodami łowieckimi nasz system kół łowieckich jest wcale nie najgorszy. Przy zagęszczeniu 1 myśliwy na 300 ha i po odjęciu powierzchni leśnych, wychodzi całkiem sporo "darmowych" stróżów chłopskich pól uprawnych. Jest tylko kwestia zmuszenia myśliwych do działania. Ale to właśnie może zrobić zmiana sposobu szacowania szkód łowickich. Jak szkody zaczną być uciążliwe, to polowanie zacznie być kosztowne i albo płacimy albo ... stróżujemy. Ale... bez dogadania się z właścicielami ziemi nic z tego nie wyjdzie.
Zrozumienie że to nie my jesteśmy "panami" w terenie pozwoliło by na uniknięcie wielu zupełnie niepotrzebnych konfliktów na styku myśliwy-rolnik-leśnik. Uzyskanie harmoni pomiedzy tymi ww bedzie pozwalało na stwierdzenia że mamy dobry system. żadnej rewolty nie potrzeba jak koła nie wydolą finansowo i odpowiedzialność za wyrządzone szkody wróci do właściciela zwierzyny czyli Państwa. Jak się można domyślać Państwo szybko pozbędzie się tego prawa jak je będzie kosztowało. A żadne koło się nie uchowa jak będzie konfliktowe w stosunku do właścicieli a nie daj Boże mieć wsród nich jeszcze wrogów- to już tylko kwestia czasu rok, dwa może trzy i....?????
harmonia o której Kolga pisze własnie jest u nas w Kole przerabiana... szkody znacznie wzrosły bo znacznie wzrosła populacja dzika oraz jej zwyczaje, nie pomaga to, że odstrzeliwujemy znacznie więcej dzików niż w poprzednich latach, podwyzki cen artykułów rolnych oraz płodów spowodowały, że nasze harmonijne współżycie wyjdzie na dobre tylko i wyłącznie jednej stronie , tzn rolnikom ( których trud naprawdę szanuję). Jako Koło liczące 55 członków na 10500ha z linią styku las-pole chyba najdłuższą na świecie( takie mam wrażenie) stosujace wszystkie chyba możliwe i dostępne formy ochrony przed szkodami, stajemy oto w sytuacji , że sprostanie słusznym żądaniom rolników jest ponad nasze siły i nie pomoże tu podniesienie składki o np. 500zł( zreszta ilu zapłaci takie lub większe pieniądze) . Tak więc ta harmonia, o której Kolega pisze jest metodą owszem dobrą ale w sytuacji ustabilizowanej populacji dzika oraz sytuacji cenowej na rynkach rolnych. Obecnioe sytuacja jest rozchwiana z tendencja do zmiany na gorsze. Czy nie jest zasadne wobec tego zainteresowanie skarbu państwa pewną formą partycypacji w kwotach odszkodowań? Uważam, ze tak , oczywiście po spełnieniu pewnych warunków, tak przez dzierżawcę jak i rolnika. Musiała by byc określona pewna ściezka postępowania oraz pewne konieczne zabiegi i formy ochrony przed szkodą; np. rolnik załozył uprawę zgodnie z zasadami agro , odpowiedznio wcześnie zgłosił Kołu , i ustalił z kołem formy współdziałania w ochronie. Koło zrealizowało plan odstrzału ( ustalony przez siebie zgodnie z aktualną sytuacja populacji np. dzika, z mozliwościa bezproblemowego zwiększenia w razie konieczności ( a bywa niestety inaczej), dokonało wszelkich zabiegów w lesie jak letnie dokarmianie, budowa urządzeń innymi słowy; jeśli wszyscy wszystko zrobili , by szkodom zapobiec , a szkody powstały mimo wszystko i są duże to Państwo pokryje kwoty przekraczające pewne ustalone pułapy dla dzierżawców ( co do poziomu , byłyby one ustalane według kryter iów wypracowanych wspólnie).... Trochę może chaosu w tym co pisze, ale jestem właśnie po oszacowaniu ponownego obsiewu 15ha kukurydzy , którą zniszczyły dziki sąsiadów(pole przy granicy obwodu i dziczki waliły watachami przez rzekę nic sobie robiąc z naszych zabiegów).
Ja się ciągle zastanawiam po co jest to dokarmianie? - przecież przez to myśliwi sami doprowadzają do tego,ze zwierząt jest więcej - bez zimowego dokarmiania słabsze osobniki by padły a drapieżniki miały by co jeść ...
może warto jednak wrócić do dyskusji na temat ubezpieczania upraw rolnych w Towarzystwach ubezpieczeniowych. Skoro można ubezpieczać od powodzi, gradobicia, huraganu, ognia i "morowego powietrza" to czemu nie włączyć do pakietu ubezpieczeniowego również szkód łowieckich ? Ubezpieczamy większość skutków uprawiania łowiectwa z wyjątkiem szkód wyrządzanych przez zwierzynę.
Jeżeli ubezpieczy się całą powierzchnie obwodów, to składka powinna być znośna gospodarczo i do przyjęcia przez wszystkie zainteresowane strony.
OK,tylko żeby to nie myśliwi na tym zyskali.
Jest wiele racji w tym co napisałeś, ale żadna reforma łowiectwa a tymbardziej podzielenie obwodów na 100 hektarowe spłachetki niczego nie zmieni. Ekonomia jest nieubłagana i te tereny, na których będą największe szkody pozostaną niewydzierżawione. Kto na tym najwięcej straci ? Pisał o tym cedan w jednym z wcześniejszych postów. Państwo nigdy nie zrzeknie się prawa własności do zwierząt dzikich żyjących w stanie wolnym bo nie może "podarować" bezpłatnie takiego majątku. Zwierzyna w stanie wolnym została wyceniona i oszacowana w cenniku różnicy pomiędzy ceną zwierzyny zabitej a żywej i najmniejszy "stworek" kosztuje minimum 1000 PLN. Kto niby miałby za to zapłacić, nawet jeżeli by był to tylko podatek od darowizny ? Nie wspomnę już o zwierzętach podlegających ochronie gatunkowej, bo niby dlaczego właściciel gruntu miałby płacić np. za bobra, który mu zalewa łąke i jest "nietykalny" i "pod paragrafem" ?
Czy państwo ma partycypować w szkodach łowieckich ? Trudno powiedzieć, ale skoro funkcjonują dopłaty do produkcji rolnej, finansowane w sporym procencie z budżetu państwa, to czemu nie ? W koncu to "państwowe" zwierzęta czynia szkody w uprawach. Zwierzęta, które są własnością koła łowieckiego już szkody nie czynią.
Czyli miło by było gdyby państwo dopłacało do szkód,ale oni nadal by mogli polować - sprytne.
W obwodach na ktorych ja poluje, szkody w uprawach robi zwierzyna dziko zyjaca, a nie mysliwi, moze u Ciebie jest innaczej, tego ja nie wiem. Ty wlasnie bez trudu powines umiec ogarnac problem, ze My mysliwi przez samo odstrzeliwanie czesci tejze zwierzyny przyczyniamy sie do zmniejszenia tychze szkod w uprawach. Jesli dodamy do tego, ze to wlasnie My placimy za szkody wyrzadzone przez zwierzyne dziko zyjaca, to az dziw bierze, ze rolnicy w tym Ty tez, widzicie w Nas glownego adresata pretensji o wysokosc odszkodowan.
Myśliwi są tacy dobrzy,bo odstrzeliwują te złe zwierzęta które czynią szkody - prawdziwi bohaterowie...
Piszą że skoro koła nie są wstanie wypłacać odszkodowań to powinny je zredukować poprzez intensywny odstrzał zwierząt/przede wszystkim dzików - im mniej dzików,tym mniej szkód...
Koledzy, niektorzy z Was w zapale polemicznym probuja mnie i chyba Sobie samym wmowic, ze istnienie zwierzyny dziko zyjacej jest spowodowane w jakis tajemniczy sposob istnieniem mysliwych. Jest to ciekawy bardzo poglad, ale ja przynajmniej nie przyznaje sie do tego, ze jakis gatunek zwierzat dziko zyjacych, czy nawet udomowionych pochodzi odemnie. Mozna sobie bez trudu wyobrazic sytuacje, ze Nas mysliwych nie ma, albo ze "polujemy" tylko na rzutki i tarcze na strzelnicach i co? zmniejsza sie od tego szkody, czy moze zmniejsza sie koszty tego wszystkiego o czym tutaj gawedzimy? czy moze spadnie poglowie dzika? bo przestaniemy strzelac po 15szt. Ciekawe jest rowniez to, ze czesto przeciwnicy "modelu" wiaza "model" ze spadkiem ilosci nie tylko zwierzyny drobnej, a jak im potrzeba, to mowia o udanej hodowli w lesie??? jesli nie jest to demagogia polaczona z hipokryzja, to ja nie wiem co to jest. Oczywistym jest, ze spoleczenstwo zyczy sobie istnienia zwierzyny dziko zyjacej, to chociazby z tego wzgledu nalezy znalesc jakies rozwiazanie ktorego koszty rozloza sie rozsadnie na wszystkich uczestnikow "zabawy" w posiadanie zwierzyny dziko zyjacej. Dodam, ze dzik robiacy szkody na polach jest zwierzeciem pozytecznym dla lasu i lesnicy zatwierdzajacy plany nie chca sie godzic na "eksterminacje" dzika.
Myśliwi najbardziej się boją prywatyzacji lasów - piszą,ze gdy dojdzie do prywatyzacji LP to ok.70% myśliwych nie będzie stać na swoje " hobby ".
Śledzę ten temat na myśliwskim forum,ale ciężko mi przebrnąć przez te myśliwskie wywody ...
Szkoda,ze tylko trzy osoby dyskutują w wątku - zapraszam do wypowiedzenia się osoby,które mają coś do powiedzenia na ten temat - min.
Zoologa i
Iras.
A tu się,jeszcze myśliwy jakimś autorytetem podpiera:
"Wiem bardzo dobrze: bez myśliwych nie mielibyśmy dziś w Europie sarn, jeleni, dzików, zajęcy i królików.
Ostatnie dzikie zwierzęta byłyby już dawno wytępione"
Prof. Bernhard Grzimek