Opowiem Wam moja historie, moze dluga, ale mam nadzieje, ze cos doradzicie, bo juz sobie nie radze.
Maćka poznalam jakis rok temu. Chodzimy teraz razem do klasy, przyjaznimy sie. Ma dziewczyne juz od 2 lat, wiedzialam o tym,kiedy go poznalam. Ale tak sie polubilismy i zaprzyjaznilismy. Gadalismy codziennie w szkole, po szkole, w domu na gg, pzrez smsy. Bez przerwy. I bylby pewnie tylko moim przyjacielem, gdyby nie to ze byl taki dobry i kochany. Po prostu dla wszystkich mial czas i dobre serce. I zakochalam sie. Nic nie moglam poradzic, ale zakochalam sie w nim. On tez cos do mnei poczul, ale powiedzial, ze ma dziewczyne i ze nie moglby byc ze mna, chocby chcial. Potem zaczelismy sie spotykac, nie baardzo jak przyjaciele. Calowalismy sie kilka razy, ja wiedzialam ze to nie w porzadku, ale bylam zakochana i zaslepiona. A potem on powiedzial, ze tak byc nie moze. Ze zalezy mu na mnie, ale nie chce zeby jego dziewczyna cierpiala. Niby dalej rozmawiamy, jestesmy przyjaciolmi, ale to nie to samo. Zle mi bez niego, jego dziewczyna go zwyczajnie wykorzystuje. Jest zazdrosna nawet o rozmowe z kolezanka, czy o to ze siedzi z dziewczyna na lekcji. Wyludza od niego prezenty, po prostu kazdy mu mowi jaka ona jest, jednak on tego nie widzi, bo chce miec "idealny" zwiazek. Mi jest abrdzo ciezko, mimo iz wiem ze nie mam szans z nim byc. Nie wiem po prostu jak sobie z tym poradzic. I od razu mi lepiej ze to z siebie wyrzucilam. Ale i tak mi smutno....