Zagryzałam wczoraj zęby aby nie opierdzielić śmiertelnie chorego piesa.
Odkąd wyrok ma, pozwala mu się na więcej- i z zachowaniem jest powrót do lat szczenięcych: pokładanie sie na chodniku gdy nie chce iść w danym kierunku itd.
Wczoraj zapowiadało się na mega burzę, chciałam rzecz jasna zdążyć przed nią: gdy Giź wyczaił, że zapowiada sie na krótszą trasę spaceru, zrobił się osioł. Zaczął mi dyrdać z tyłu, zwalniać i oglądać sie, udajac, że go coś interesuje, kłaść się, jednocześnie doznając przyspieszenia, jeżeli udałam, że jednak chcę iśc tam, gdzie piesek chce. A tu grzmi coraz bardziej, wieje coraz bardziej a on osiołkuje i patrzy na mnie spode łba. Cały spacer minął na tym, że smyczą podciągałam, przerzucałam go trochę przed siebie i tak co 3 metry - zdążyliśmy ledwo co przed ulewą.