Zwierzęta > Wirtualny Cmentarz

a mój prosiaczek odszedł i nie mogę zapomnieć... :(

(1/2) > >>

gooralska:
mialam prosiaczka z laboratoriów go odzyskałam, był taki biedny....
miał odleżyny , z 3 rodzaje pasozytów, zaropiałe oczka, wychudzony, pazurki miał tak długie że mu się zakręciły i łapki przebiły na wylot, zęby mial tak długie że pyska nie mógł zamknąc i się ślinił, był po prostu w opłakanym stanie... ale była taki słodki... bał się kazdego nawet delikatnego szelestu... bał sie dotyku... uciekał w panice... pierwsze dwa tygodnie trzymałam go w malutkim pudełku , tak małym że nawet się nie mógł obracać bo jak tylko wkładałam go do wiekszego to tak uciekał po nim w panice że łapkę raz złamał.
pół roku trwało zanim się oswoił, zanim zobaczył że człowiek daje tez miłe ciepło, głaskanie i smakołyki... a nie tylko ból, strzykawki i strach...
bardzo pomogła tu moja psica która jako jedyna mogła się do niego zbliżać a on pozwalał jej na wszystko... to ona mu pokazała jak miłe jest lizanie... uwielbiał to... stawał na tylnich łapach i wyciągał sie do jej pyska a jak go tylko zaczęła lizac to słodko pochrząkiwał i wyciągał się na dywanie jak struna.
prosiak zmienił się nie do poznania. ale kochal moją psicę jak nikogo. stara jest, xle widzi ale jego dostrzegała zawsze... ganiali za sobą do okoła pokoju a potem zasypiali razem na jej posłaniu. nigdy nie byłam świadkiem takiej miłości...
półtora roku później...
...któregos wieczoru jak szłam spac to on nie zakwiczał... zawsze tak reagowal na moje wejście do pokoju... tym razem cisza...
sunia wbiegła chwile potem, ją zawsze wital owacjami świstów i pisków a tu cisza...
przestraszyłam się, siedział skulony w kącie klatki...
wzięłam go na ręce a jego brzuszek był jak balonik z wodą....
całą noc od 1.00 do 14.00 następnego dnia przejeżdziłam taxówkami z nim od lekarza do lekarza...
o 16.00 na moich rękach zaczął dziwnie sie przeciągać... wyciągać nóżki i łepek... zlapałam go i w kapciach biegłam do najbliższej lecznicy...
nawet nie zdążyłam zbiec z ostatniego stopnia, cicho pisnął i ...odszedł.
jest mi potwornie choć minęlo już prawie 4 miesiące. nie mogę przestać o nim myśleć... tesknię, tak cholernie za nim tesknię... za tym małym urwisem, brakuje mi go... jego kwiczenia i walenia zebami w pręty od klatki jak nie zwracałam na niego uwagi, tego złosliwego chrupania chleba po nocach zebym nie mogła spać :), tego rzucania miską i rozlewania wody które oznaczało "zajmij sie mną natychmiast! ", boże jak mi brakuje tego malucha...
mój pies całymi dniami lerzy przy pustej klatce... już nie wyje... ale smetnie patrzy miedzy puste pręty... nie raz po odejściu Gucjusza spała w jego klatce...
doradzcie mi co ja mam zrobić??? jak przestać o nim myśleć i tęsknic?

Raffy:
Najlepszym wyjściem jest zakup nowego prosiaczka

LFree:
to naprawde pomaga, wierz mi. Raffy dobrze mowi...

cholka:
Co tu dużo mówić.  Przykro mi z powodu śmierci prosiaczka :( .
Strata najbliżeszego przyjaciela zawsze boli. Zostaje po nim tylko pustka i wspomnienia. Przez kilka pierwszych miesięcy będzie Ci ciężko o nim zapomnieć. To nie tak łatwo, przecież tyle razem przeszliście. Ale z biegiem czasu, "rana" po stracie juz tak nie boli.
Najrozsądnieszym wyjściem jednak, tak jak mówili moi poprzednicy, jest zakup nowego prosiaczka. Łatwiej będzie Ci przez to przejść.
Życzę powodzenia i nosek do góry,
cholka

tusia1987:
zgadzam sie z poprzednikami tego forum.. jak to mowia: czas leczy rany....

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona