Miało być wczoraj, ale zapomniałam.
Wreszcie się doczekaliście
Nie umiem ocenić, która część jest lepsza, więc czekam na uwagi
----------------------------------------------
Od paru dni moja siostra siedziała w swoim pokoju i rzadko się do kogoś odzywała. Wczoraj weszłam do jej pokoju, a Justyna siedziała nad jakimiś papierami. Firmę zakłada, czy co? Zaniepokoiło mnie to trochę, bo wcześniej się tak nie zachowywała. A nigdy się jeszcze nie zdarzyło, żeby siedziała w pokoju i nie słuchała muzyki, biorąc pod uwagę te papiery, na których gorączkowo coś pisała. Może moja siostra powieść pisze? Pewnie o słoniach.
Dziś nadarzyła się okazja, żeby ją o to zapytać, bo przyszła do mnie na komputer. Właśnie robiłam pracę na plastykę.
- Justyna, powiedz mi, co ty tak ciągle… eee... przesiadujesz w tym swoim pokoju i do nikogo się nie odzywasz? Zakochałaś się, czy co? - spytałam, przerywając rysunek.
- Haha, myślisz, że ci powiem? - zaśmiała się chytro moja siostra spoglądając na mnie zza ramienia. - I tak nie zgadniesz.
- Oj, no powiedz. Nie powiem tacie – przysięgłam Justynie. Warto było obiecać, chociażby dlatego, żeby dowiedzieć się, jaką głupotę znowu moja siostra wymyśliła.
- Nie powiesz? – zawahała się moja siostra, obracając się na krześle obrotowym w moją stronę. – No dobra… Jeśli już tak bardzo chcesz wiedzieć, to chodzi o to, że chcę kota. W pokoju opracowuję strategię namówienia taty na kota. Bo Gośka już ma, to ja też chcę.
Prychnęłam. Jeszcze nie zapomniałam o słoniu, którego Justyna kiedyś zaadoptowała z zoo.
- Tak jak tego słonia? Nie ma mowy, Justyna. Tata się nie zgodzi. A już na pewno nie ja. Ja chcę mieć pokój, a nie pobojowisko.
- Ale kota można wytresować, żeby nie drapał, robił do kuwety…
- Daj sobie spokój, wytresować to można psa. W ogóle, ja nie wiem, co ty sobie wyobrażasz, chcąc kota? Przecież to obowiązek, potem się okaże, że to ja albo tata będziemy kupować kotu karmę, wymieniać żwirek w kuwecie… Nie, nie zgadzam się – powiedziałam dobitnie.
- Nikt mnie nie chce zrozumieć! – warknęła Justyna ze łzami w oczach, i obróciła się tak gwałtownie na krześle, że aż z niego spadła. Zaczęła łkać, a ja powróciłam do rysowania.
Myślałam, że Justyna da sobie spokój z kotem, ale wkrótce okazało się, jak bardzo się myliłam. Tydzień później przyszła do mnie.
- Ela… - zacięła się nagle. – Tata się zgodził na kota, ale powiedział, że pod warunkiem, jak dam sobie radę z kotem Gośki. Bo ona wyjeżdża na weekend i powiedziała mi, że jak chcę, to mogę się nim przez ten weekend opiekować. Co ty na to?
- Jak najdalej od mojego pokoju. Mebli też. I niech sobie robi w kuwecie, nie na moim dywanie. Da radę?
- No. Dzięki, kochana jesteś! – rzuciła mi się na szyję. Odepchnęłam zwariowaną siostrę.
- Ale ostrzegam – powiedziałam. – Jeżeli… jeżeli on będzie w moim pokoju, to ja go do schroniska zawiozę – zagroziłam.
- Nie ma sprawy. Dzięki! – i wyleciała z pokoju jak na skrzydłach.
Dwa dni później przyszła do domu z kotem Gośki. Już od progu zawołała: „Eee… Ela, chodź, mam kota!” co miało taki skutek, że wystraszony jej donośnym głosem biedaczyna wyskoczył z jej ramion wprost na zepsuty stojak na parasole (ten, który tata już od pół roku wyrzuca), okropnie się przy tym tłukąc. Kot wystraszony hałasem, jakiego narobił, czmychnął do łazienki. Justyna natychmiast za nim poczłapała. Zaraz potem usłyszałam:
- Elka, zrób mu coś, bo ten ruski cholernik sika do wanny!
- Chciałaś kota – to sama się nim zajmuj, i nie zawracaj mi gitary – odkrzyknęłam z kuchni, robiąc sobie herbatę.
Chwilę później dobiegły mnie z łazienki odgłosy, które zapewne świadczyły o poskromieniu kota. Na szczęście – nie mam zamiaru kąpać się w „ochrzczonej” wannie przez kota. Do końca dnia było już spokojnie. Oprócz Justyny, która śpiewała Mietkowi (to znaczy kotu) kołysanki na dobranoc. Biedny kot… czy moja siostra naprawdę nie wie, że śpiewać każdy może, ale nie każdy może słuchać? Boże, do czego to doszło.
Wieczorem byłam już pewna, że z kotem problemów będzie co niemiara – a nie myliłam się, bo biedactwo miało zostać u nas jeszcze przez dwa dni. Wątpię, czy z Justyną wytrzyma ten weekend.
W sobotę rano budzi mnie nieziemski ryk Justyny:
- Eeeeela! Chodź tu!
Chcąc nie chcąc, poszłam dla świętego spokoju.
- Co chciałaś? – zapytałam.
- Ten kot jest głupi! Robiłam kanapki, Mietek zrobił hałas w łazience, ja poszłam sprawdzić co się stało, a on w między czasie zżarł cały pasztet! – wykrzyczała mi zbulwersowana siostra.
- Hahaha… Skoro na takie coś wpadł, to mądry, na pewno mądrzejszy od ciebie… - zadrwiłam.
- A odwal się.
- Mówię jak jest. Nauczyłabyś się przynajmniej czystości od tego kota. Potrafi sam się umyć i nikt mu o tym nie przypomina.
- Mówiłam, żebyś się odwaliła?
- No, mówiłaś. Ale czy ja kiedykolwiek słucham, co ty do mnie mówisz? – zapytałam głupio.
- Nie, ale powinnaś! – oburzyła się Justyna.
- Sama się odwal. A teraz, jeśli łaska, daj mi święęęęty spokój – nie mogłam powstrzymać się od ziewnięcia – ale idę jeszcze pospać, sobota jest, wolny kraj.
- Nic z tego, tata kazał nam sprzątać, jeżeli mamy dostać kieszonkowe.
- I tak dostaniemy – powiedziałam posępnie. – I daj mi spokój, idę przynajmniej pofantazjować, co będzie jak ten kot…
Urwałam, bo w pokoju obok rozległ się huk. Z Justyną pobiegłyśmy do saloniku jak na złamanie karku. Otworzyłyśmy drzwi… i zamarłyśmy. Mietka nie było, a na ziemi leżał… telewizor!
- Matko jedyna… - wyjąkała Justyna. Ja też byłam przerażona tym widokiem. – I co my teraz zrobimy?
- Powiemy prawdę ojcu, przecież się kapnie… - powiedziałam, cała roztrzęsiona. – A ta ofiara losu pewnie się schowała za szafę.
- Zwariowałaś? Tata nas zabije – zaprotestowała moja mało inteligentna siostra.
- Po pierwsze, nie nas, tylko ciebie, bo to nie ja chciałam kota, a po drugie, nie ma szans, żeby tata się nie skapnął. Chyba nie będziesz kupować telewizora, co?
- A ty jesteś moją siostrą! Ty też miałaś pilnować tego kota!
- Ja? Od kiedy? Wykluczone… Lepiej idź to sprzątaj, a ja idę zetrzeć kurze – powiedziałam, zostawiając bezradną Justynę w pokoju z rozwalonym telewizorem.
Nie minęło pięciu minut, kiedy usłyszałam przeraźliwy krzyk mojej siostry.
- Dzieje ci… - nie dokończyłam, bo między szczątkami telewizora zobaczyłam… mnóstwo krwi i kota – niestety już martwego. Pośrodku pokoju leżała Justyna ze łzami w oczach. Podeszłam do niej, przytuliłam ją i powiedziałam:
- Nie bój się, kupimy Gośce nowego kota. Tacie telewizor też.
Ku mojemu zdziwieniu, Justyna wyrwała mi się z objęć i odeszła ode mnie, prychając – nadal ze łzami w oczach.
- Odwal się!
Więc odwaliłam się. Poszłam do kuchni i zaczęłam sprzątać – a Justyna jak się oburza, to niech sobie sama radzi.
Jak tata wrócił z biura, to tak nakrzyczał na moją siostrę, jak nigdy. Wreszcie się jej dostało. Do końca roku Justyna nie dostanie kieszonkowego, i oprócz tego ma przerąbane.
Ale oczywiście, moja ciekawość zwyciężyła, i zaraz poleciałam do niej, zapytać, co robi z kotem. Zastałam ją w opłakanym stanie. Ledwo co z niej wydusiłam, że jutro idzie po identycznego kota na bazar, a Gośce nic nie powie. Według mnie – idiotyczny pomysł, po co oszukiwać kumpelę? Ale oczywiście mojej siostrze mówić, to jak do ściany.
Więc poszła na bazar. Wróciła z kotem. Biało czarnym, podobnym, jakiego miała Gośka. Jak dla mnie, Gośka się zorientuje, że to nie jej kot, ale nic nie mówiłam Justynie, żeby znowu na mnie nie naskoczyła. Z nowym Mietkiem było też niemało kłopotów.
Zaraz po przyjściu Justyny z kotem, od razu wyskoczył z jej objęć, strącając wazon. I chwała za to niebiosom, bo wazon był zielony, brzydki i do niczego nie pasował, a szkoda było go wyrzucać, bo tata go kiedyś dostał od babci. A teraz to i nawet mniej do sprzątania co tydzień… Mniejsza o to. Moja genialna siostra zaraz zawołała mnie do niańczenia kota, bo sama nie mogła poradzić sobie z jego poskromieniem. Okazało się, że kiciuś panicznie bał się ludzi, a zwłaszcza mojej siostry – czemu się nie dziwię. Zanim udało się nam go złapać, buszującego w pokoju Justyny, przewrócił dwa kwiatki doniczkowe, lichą półkę z płytami i kubek z długopisami.
Do wieczora Justynie udało się namówić kota, żeby jadł Kitekata, bo kot Gośki też jadł, gorzej z kuwetą – kotek chyba nie był przyzwyczajony do takiego wynalazku, jak kuweta, bo sobie do niej nie trafiał.
W poniedziałek wróciła Gośka. Przez drzwi od swojego pokoju słyszałam krótkie przywitanie się jej z moją siostrą i kotem, a potem jej nieziemski ryk:
- Justyna, czy ty ZMIENIŁAŚ MIETKOWI PŁEĆ?
Okazało się, że na bazarze, zamiast kocura kupić, moja siostra kupiła kocicę.