A ja jeszcze o poznaniu (się)-dopiero teraz tu zajrzałam,wcześniej jakoś nie było okazji.Historia mojego związku (a właściwie tego,co było przed nim) jest trochę pokręcona i tak sobie czasami myślę,że wystarczyłby jeden mały szczegół inny niż miał miejsce,a całe moje życie mogłoby inaczej wyglądać.
Kiedyś tam...stwierdziłam,że może warto by jakieś studia zrobić.Podreptałam więc do dziekanatu jedynej państwowej uczelni w moim mieście,a że była to już połowa lipca,to mogłam się załapać tylko na studia wieczorowe.No to się zapisałam.Miałam pracę,spoko.Ale potem pracę straciłam,więc przeniosłam się na studia dzienne (na drugim roku). I tam wśród 90 pierwszy raz widzianych osób,zwróciłam uwagę na jednego faceta-nie miałam pojęcia jak ma na imię,chodził do innej grupy,widywaliśmy się tylko na wykładach. I na oglądaniu poprzestałam,miałam wtedy faceta,on miał dziewczynę... Spotykaliśmy się czasem na imprezach studenckich ale udało mi się tylko dowiedzieć,że ma na imię Łukasz.
Potem...zerwałam z moim facetem...i jakoś mi się nie chciało w nowy związek wstępować,zaczęłam za to prowadzić bujne życie towarzyskie. Dlatego też,gdy na ircu zaczepił mnie "Łukasz z naszego roku" (jak grzecznie objaśnili mi znajomi,których zapytałam co to za jeden) i zaproponował spacer z pieskiem,zgodziłam się,choć prawdę mówiąc,nie za bardzo wiedziałam z kim się umawiam
(ale umawiałam się tylko na spacer,tak jak zresztą i on).Było miło.Potem był drugi spacer,trzeci,kolejny...I tak się to jakoś rozkręciło.I jestem bardzo zadowolona z takiego obrotu spraw
A wiecie co w tym wszystkim jest najśmieszniejsze? Że na te studia namówił mnie mój ex (tzn.zamierzałam studiować ale robiąc sobie rok przerwy po szkole pomaturalnej),również on namówił mnie (właściwie to prawie zmusił) do przepisania się na dzienne...No i chyba powinnam być mu wdzięczna bo gdyby nie te jego namowy,to mogłabym nie poznać Łukasza. Ale Łukasz mówi,że jeśli nam było dane się poznać,to spotkalibyśmy się nawet gdyby jedno z nas mieszkało zupełnie gdzie indziej...i chyba ma rację