Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukanie zaawansowane  

Aktualności:

Strony: [1]   Do dołu

Autor Wątek: Warszawa - "Anima" na Różanej - nigdy więcej!!!  (Przeczytany 6107 razy)

0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

allea

  • Gość
Może zaczę od początku. mam czternastoletnia najukochańszą na świecie sunie, takiego psiego przyjaciela , z którym dojrzewałam, który chodził ze mna do szkoły ( tak , tak chodziła zew mną na zajęcia ) i zjezdzil pół Polski również pod względem gabinetów weterynaryjnych. No zawsze byłyśmy nierozłaczne. Otóz . jakieś cztery tygodnie temu mój pies zaczął się żle czuć - osłabł, przestał jeść. -decyzja natychmiast do weta.
Obmacała ją kobitk podejrzanie - ropomacicze -zalecenie zrobić badanie krwi wmiedzyczasie wykonała telefon do specjalisty na urlopie czy podejmie się operować czternastoletniego psa - zgodził się. Nastepnego dnia wziełam suke na badanie krwi, kazali pytac o wyniki po południu. I wtedy sie zaczeło..
Najpierw o umówionej godzinie poszłam spytać o wyniki sama ( pies ledwo łaził, był słaby nie chciałam jej targać ze sobą ) grzecznie zapukałam do gabinetu, akurat ktos był .. więc mnie wyrzucono i kazano czekac..., potem przepuszczono jeszcze jednego pacjenta poniekad słusznie bo ja chciałam bez kolejki (ale do cholery miałam w domu cierpiącego psa!!! i bardzo chciałam wracać) . wreszcie doczekałam się ( zajęło to godzine ) i dowiedziałm się ,że wyników jeszcze nie ma. ..poszłam do domu. Pomyślałam,że tym razem zadzwonię moze tak będzie lepiej. Po godzinie podniosłam słuchawką -" przepraszam czy są wyniki badania krwi mojego psa?" - odpowiedz. proszę pani podam pani nr do laboratorium niech się pani sama pyta............ Zadzwoniłam były . powiedzieli ,że przekaża do lecznicy. No to po chwili dzwonię do lecznicy i znowu pytam tym razem żeby się w końcu dowiedzieć co się dzieje z moja sunią. pytam czy wyniki są dobre , czy to moze ropomacicze... itd.., no bo w końcu się na tym nie znam i ilość k]leukocytów nic mi nie powie.... Usłyszałam odpowidź ,że powinnam przyjść z psem, bo on ( dyżurny wet)w końcu zwierzaka nie widział i musi zobaczyć żeby postawic diagnozę. Więc tłumacze mu ,ze psa się nie udało zbadać poprzedniej pani na dyżuże bo strasznie napinał brzuch i powiedziano mi ,żę wszystko zależy od badania krwi. Powiedział ,że tak nie będzie ze mną rozmawiał, więc stwierdziłam,że mimo wszystko przyjdę. Nie mam daleko do tej lecznicy, ale moja sunia ledwo tam lazła, przystawałyśmy co kilka metrów..z trudem przeniosłam ja przez skrzyzowanie, ale udało sie i w końcu dotarłysmy na miejsce . W lecznicy musiałyśmy trochę poczekać... Lekarz dyżurny obejrzał wyniki badania krwi , potem zaczął obmacywać mojego psa - i stwierdził ,że psa zbadać się nie da boi ma za bardzo napięty brzuch. .. !!!!i że przydałby się specjalista który jest na urlopie...wiec mu mowie,ze spec zgodziła się operować suke, trzeba się z nim tylko umówic. No .. raczył zadzwonić do speca - umówiliśmy się na operację za trzy godziny - co za ulga- uff.
Poszłam, przeniosłam psa do domu ( niestety nie mam samochodu) i zatargałam do lecznicy ponownie trzy godziny póżniej. Przyjechał spec, dał psinie "głupiego jasia" żeby sie dała obmacać i stwierdził ,że to nie ropomacicze ale coś tam jest i warto zoperować psa. Wzieli psine na stół ...Podczas operacji słyszałam jak wet rozmawiał z kumplem przez komórę - nie podovało mi sie to ale co było robić - psina juz leżała z rozciętym brzuchem. ..Podczas operacij . faktycznie znaleziono wielkiego guza ( wielkości kurzego jaja) na macicy i zmainy na sieci. dowiedziałam sie,że mój pies długo nie pożyje i myślałam że zwarjuje z rozpaczy. Odradzono mi badanie histopatologiczne guza , bo " dla psów nie ma chemioterapi"....... myśłałam ,że padne na miejscu i chciało mi si e wyć ..ale pomyslałm ,że przeciez musze być silna Bo Ajtra jeszcze przecież żyje . No nic zawieżliśmy z kumplem sunie do domu. Następnego dnia wstała glodna...........))). spałaszowała pół kurczaka, jak poiszłyśmy na zastrzyk lekarz ,zdziwił się że je i stwierdził "że cuda sie zdarzają" Ja byłam szczęśliwa bo pies stawał na łapy. To był czwartek . następnego dnia moja kochana sunia straciła apetyt. poszłyśmy znowu do weta na antybiotyk i z pytaniem czemu tak się dzieje. dowiedziałyśmy się ,że ty psem zajmuje sie ten wet , który ja operował ( na urlopie ) i do niego mamy uderzać z pytaniami bo to " lekarz prowadzący"........... zadzwoniłąm, nie odebrał.. ......To była piatek. w sobote pies ledwie zył, wytrzymywałysmy do wieczora. W końcu zadzoniłam po taksówke i pojechałayśmy do całodobowej lecznicy. Zaspany wet dał jej środek przeciwbólowy i przeciwwymiotny. To samo było w niedziele, ale inny lekarz na dyżurze doradziła nam by zgłosic się do dsoktora Jagielskiego na Białobrzeskiej ( mieszkamy teraz w warszawie)

No nic w poniedziałek rano udało mi sie dodzwonić do lekarza który operował mojego psa. opisałam mu co się działo -wet stwierdził ,ze to pewnie zaczynają się przerzuty i wyłączył komórę..... Zadzwoniłam na Białobrzeską, okazało się ,że doktor Jagielski jest na urlopie, ale podano mi jego komórę , dodzwoniłam się - umówiliśmy się na wieczór. Pojechałyśmy - rozpoznanie - zaawansowane zapealenie wątroby potwierdzoine potem badanbiem krwi. Jagielski podejrzewał nowotwór ale USG tego nie wykazało , tylko zapalenie .. to samo na sieci irzustce ....zaczeliśmywięc leczenia jak na zwykłe zapalenie - i..........PIES STAJE NA ŁAPY!!!!!!!!!!! Odzyskuje humor......chęc do zabawy i jest coraz lepiej. nie wiem jak dalek ma posunięty nowotwór, czy sa przezuty i co będzie dalej , bo za pare dni ponowne USG i badanie krwi itd. Ale powiem jedno . zauważyłam cos niesamowitego ( dla mnie ) w zachowaniu mojej suki. Ona zawsze ,male to zawsze, uciekała od weterynarzy , raz wymskneła się przed lecznica z obrozy i musiłam ją gonić przez pól miasta, a do lecznicy na Białobrzeskiej sama chętnie wchodzi ( wręcz ciągnie) i grzecznie kładzie się i śpi pod kroplówką... Dla mnie opinia mojego psa jest najważniejsza

Goraco polecam lecznice w Warszawie, ul Białobrzeska 40 A.

I odradzam Animę na Rózanej . dla nich czternastoletni pies ,- to pies do uśpienia nie ma co sie bawić w badania i analizy - szkoda kasy .............. Mnie się takie podejscie nie podoba , a wam?
Zapisane

truskawa144

  • Gość
Warszawa - "Anima" na Różanej - nigdy więcej!!!
« Odpowiedź #1 : 2004-09-01, 11:08 »
boshe :roll: ...niektórych wetów powinno się odstrzelić...biedna sunia...mam nadzieje że teraz będzie już tylko lepiej:)
Zapisane

kkaassiiaa

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 6070
Warszawa - "Anima" na Różanej - nigdy więcej!!!
« Odpowiedź #2 : 2004-09-01, 15:09 »
Niestety są tacy lekarze, dla krótych liczy się tylko to żeby się nie napracował a kasę zarobić. Dlatego warto poszukać jednego zaufanego weta i zawsze u niego leczyć zwierzaki. Zyczę twojej suni zdrowia, żebyście jak najżadziej odwiedzały lecznice.  :wink:
Zapisane
pozdrawiam wszystkich,
Kasia & Magia & Nero & Rudy & Ramzes
oraz
Raptus & Figa & Elfik & Kiki & Riki & Mysia Pysia & Parszywek & Bambus & Foks (za Tęczowym Mostem) [']

Forum Zwierzaki

Warszawa - "Anima" na Różanej - nigdy więcej!!!
« Odpowiedz #2 : 2004-09-01, 15:09 »

Sal

  • Gość
Warszawa - "Anima" na Różanej - nigdy więcej!!!
« Odpowiedź #3 : 2004-09-02, 08:06 »
Dobrze, że wreszcie trafiłaś do dobrego lekarza.
Szkoda, że psinia tyle się nacierpiała... :(

Spotkałam się z opinią, że jak chory pies wie (czuje), że chce się mu pomóc, to daje się badać, pozwala na zabiegi i jest cierpliwy, mimo ze cierpi. Twoja sunia byłaby kolejnym potwierdzeniem tej opini.  :wink:
Zapisane

Rodonit

  • Gość
Warszawa - "Anima" na Różanej - nigdy więcej!!!
« Odpowiedź #4 : 2004-09-02, 11:40 »
:) życze psinie jeszcze duuużo radosnego życia bez bólu ;)
Znam to uczucie, gdy pies - ledwo żywy- a ciągnie do lecznicy. Moja psica tak ciągnęła do weta, który ją ratował  - leczenie trwało łącznie 2 miechy - jak już ją postawił na łapki, to sama do niego biegła, choć nie miała jeszcze wiele sił.

Allea - może warto  tą lecznice, którą polecasz - dopisac do sąsiedniego wątku - "Weci - na plus i minus" - łatwiej będzie znaleźć komuś w potrzebie.
Głaski dla Ajtry od Dudinki i Smoka  :tuli:
Zapisane

Kira

  • Gość
Warszawa - "Anima" na Różanej - nigdy więcej!!!
« Odpowiedź #5 : 2004-09-04, 23:41 »
:( znam ta  lecznice z opowiadan ze tam nic zwierzakowi nie pomoga....
Zapisane

allea

  • Gość
Warszawa - "Anima" na Różanej - nigdy więcej!!!
« Odpowiedź #6 : 2004-09-05, 14:06 »
Dziekuje za życzenia i głaski dla suni. Pod opieką dr Jagielskiego ma sie coraz lepiej :)). Właśnie wykluczyliśmy nowotwór i leczymy przewlekłe zapalenie wątroby.  :)  A pomyśóleć ,ze w Animie chcieli m ja uśpić.......I od jakis 3 tygodni nie miałabym psa. Brrr...aż boje sie o tym myśleć...
Zapisane

Dalmafreciak

  • Gość
Warszawa - "Anima" na Różanej - nigdy więcej!!!
« Odpowiedź #7 : 2004-09-08, 20:07 »
Allea, strasznie współczuje Tobie i Twojej suni, że tyle przeszłyście zanim trafiłyście na jakiegoś porządnego weta :(
Na szczęście są także dobrzy weci - na PLUS ;)

Cytat: Sal
Spotkałam się z opinią, że jak chory pies wie (czuje), że chce się mu pomóc, to daje się badać, pozwala na zabiegi i jest cierpliwy, mimo ze cierpi. Twoja sunia byłaby kolejnym potwierdzeniem tej opini.  :wink:


To najprawdziwsza prawda :) A jest tak dlatego, że pies potrafi wyczuć jakie  zamiary wobec niego ma człowiek. :D Jeśli dobre, pozwoli sobie pomóc. :wink:

Dalma
Zapisane

Honhard

  • Gość
Warszawa - "Anima" na Różanej - nigdy więcej!!!
« Odpowiedź #8 : 2004-09-09, 16:46 »
Biedny był ten teój piesek :( Ale fajnie, że już się lepiej czuje ;) Pogłaszcz ja ode mnie ;P Mam nadzieję, że jeszcze długo sobie pozyje.
Zapisane

Forum Zwierzaki

Warszawa - "Anima" na Różanej - nigdy więcej!!!
« Odpowiedz #8 : 2004-09-09, 16:46 »
Strony: [1]   Do góry
 

Strona wygenerowana w 0.061 sekund z 25 zapytaniami.