Z Andrzejem Beuthem, pełnomocnikiem Zarządu Gminy Warszawa-Ursynów, autorem programu opieki nad bezdomnymi zwierzętami rozmawia Lidia Klimczak.
-
Doczekaliśmy się dwóch nowych przytulisk na obrzeżach Warszawy: pod Piasecznem i w Wawrze. Gmina Ursynów jako pierwsza podjęła próbę rozwiązania problemu bezdomnych zwierząt na swoim terenie. Dlaczego jednak nie podajecie adresu przytuliska?- Nie chcemy tworzyć kolejnego miejskiego molocha, który nie spełnia ani jednego z warunków, wynikających choćby z Ustawy o ochronie zwierząt. Powszechnie wiadomo, że cały dramat polega na nadmiernym zagęszczeniu. Gdybyśmy podali do publicznej wiadomości adres schroniska, zamieniłoby się ono w kolejny Paluch, Józefów czy Celestynów, gdzie ludzie podrzucają psy, przywiązując je do ogrodzenia lub drzew. Ile takich tragicznych apeli o niepodrzucanie zwierząt wyszło z polskich schronisk! Można dyskutować, co jest lepsze: humanitarne traktowanie zwierząt przez stwarzanie im odpowiednich warunków, czy też przygarnianie psów i kotów bez względu na sytuację, co doprowadza do tego, że padają z głodu, zagryzają się w klatkach, nie są objęte szczepieniami. Jako gmina mieliśmy wybór i wybraliśmy to pierwsze.
- Ale w jaki sposób ktoś, kto pragnie zaadoptować psa, ma trafić do przytuliska?- Gmina udziela wszelkich informacji.
-
To jednak mnożenie trudności, najpierw wizyta w urzędzie, a dopiero później na miejscu.- Kiedy ogłosiliśmy nasz program, wiele osób miało zastrzeżenia do płatnych adopcji, bojąc się, że zwierzęta trafią w niepowołane ręce. Tymczasem już na etapie uzyskiwania telefonicznych informacji dokonuje się selekcja: ktoś, kto jest naprawdę zainteresowany adopcją, pofatyguje się do gminy. Wszystkie adopcje odbywają się pod ścisłą kontrolą, przeprowadzane są też wizje lokalne, z których sporządzamy protokoły. Dysponujemy pełną wiedzą o nowych właścicielach zwierząt.
---------------------------------------------
Mam nadzieję, że pomogłam rozwiać wątpliwości