Parę miesięcy temu na TVN pokazano reportaż o rodzinie z piątką dzieci, z których tylko dwoje było zdrowych. Dwoje miało niedowład kończyn, a jedno urodziło się bez rąk i z jedną nogą, druga była szczątkowa. Wyobrażacie sobie życie tego dziecka? Nie chciałabym przeżyć nawet jednego dnia w takim stanie. Po nim kobieta urodziła jeszcze jedno dziecko, na szczęście nie zdeformowane. Czy w przyszłości będzie zdrowe, nie wiadomo, jest jeszcze malutkie. Kto wie, ile jeszcze dzieci kobieta urodzi... Pewnie i ona uważa antykoncepcję za grzech. Oczywiście rodzina żyje w nędzy, prosi o wsparcie, bo "brakuje wszystkiego". Całkiem niedawno widziałam dokument "O chłopcu bez skóry". Tak naprawdę to był 36-letni mężczyzna o wyglądzie nastolatka. Choroba spowodowała, że nie osiągnął dojrzałości płciowej. Ale najgorsze było to, że jego skóra nie trzymała się ciała, palce rąk zrosły się, plecy były jedną wielką raną, z której trzeba było odrywać przyschnięte bandaże. Byle dotknięcie powodowało rany na jego ciele. Poruszał się na wózku inwalidzkim, nie mógł przespać normalnie jednej nocy. Jego życie było jednym wielkim cierpieniem. Matka stwierdziła, że gdyby, będąc w ciąży, dowiedziała się o chorobie dziecka, bez wyrzutów sumienia dokonałaby aborcji. Kiedy umarł, jego brat powiedział, że cieszy się z tej śmierci, bo oznacza ona koniec cierpień. Moim zdaniem, jeśli dziecko ma cierpieć z powodu choroby, uniemożliwiającej w miarę normalne życie, lub ma być niepotrzebną zawadą w życiu rodziców, lepiej, żeby się nie urodziło. A najlepiej, by nie zostało poczęte, ale do tego potrzebna jest edukacja seksualna, a nie zakazywanie środków antykoncepcyjnych czy badań prenatalnych. Mało jeszcze nieszczęść na świecie?