Po kolei...?
*Najpierw miałam rybki. Były fajne, uwielbiałam godzinami się w nie wpatrywać... Po jakiś dwóch latach większość zdechła, a ja już nie chciałam więcej wodnych zwierzaków... Niech pływają w spokoju :*
*Potem Lux. Piękny, złoto-biały amstaff.. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy jeszcze żyje. Gdy byłam mała rodzice oddali go jakiejś rodzinie, a oni go chyba uśpili, bo pogryzł kilku ludzi, wybił szybę, zdaje się, że zabił kilka kotów... Moi rodzice i ja nie zdawaliśmy sobie sprawy, że ten pies to zwierzę stworzone do walki. Agresja to u niego naturalne jak u większości gryzoni ciekawość. Pytacie, czemu go oddaliśmy? Mój Tata nigdy go nie lubił. Można powiedzieć, że podskakiwali sobie do gardeł. Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby u nas urósł i po prostu zagryzł Tatę? Poza tym dosłownie "zjadał" meble, był agresywny wobec mnie i mojego brata, mimo iż był szczeniakiem... Żywy, czy nie, i tak będę o nim pamiętać - wbrew pozorom był/jest cudownym psem... To nie jego wina, że natura dała mu taki charakter i sposób myślenia, jaki dała...
*Zizina... Żółwica stepowa... Była u mnie ok. pół roku - zmarła na zapalenie płuc... miej ciepełko i mnóstwo sałaty, którą tak lubiłaś, w Krainie Wiecznego Szczęścia :*
*Maleństwo - była u mnie miesiąc, i dopiero pośmiertnie nadałam jej imię... Żółwica stepowa... Nie wiem co się stało. Nagle zaczęła puchnąć i dosłownie pękać... Cierpiała... Nie zdążyliśmy ulżyć jej cierpieniom... Zrobił to Bóg. Żegnaj, maleńka :*
* Korcia... Moje Kochanie. Piękna, pręgowana bokserka. Cudowna. Inteligentna. W wieku dziesięciu miesięcy nie mogła wstać. Siusiała do kojca... Piszczała... Bała się... Cierpiała... Ona tez nie zdążyła do weterynarza... Zasnęła na zawsze. Kocham Cię :***
O nich zawsze będę pamiętać... Boże, nie mogę powstrzymać łez...