Jeszcze wczoraj brałam Jeny (myszoskoczka) sobie na rękę. NIe miała nic przeciwko, tak jak zawsze i w ogóle wszystko było ok. Dopiero pod wieczur, kiedy nawet sama mi na rękę weszła, potrzymałam ją może jakieś 5 sekund, a tu nagle HAP! Wgryzałą się we mnie bezlitośnie po parekroć... Jak ją chciałam z siebie zdjąć, to nie chcący wyrwałam jej troszkę futerka z plecków... Ale chyba sie tym nie przejęła, heh... A mnie to nawet specjalnie nie bolało.. Wreszcie spadła i biegała po podładze. Nie chciała mi się dać złapać, bo kiedy zbliżałam do niej rękę próbowałą atakować... Wkońcu się jakoś udało.. Złapałam ją za skórkę za karczku i dmuchałam jej w twarz.. Potem dałam do klarki, a mój palec zakropił na czerwono częśc podłogi... Zmyłam ją chusteczką, poszłam do zienki, palec przemyłam wodą utlenioną. A potem umyłam go zwykłą wodą, że by zmyć już przysychającą krew, hehe.. Dopiero po tym, zauważyłam na palcu 7 "porozrzucanych" na nim czerwonych dziurek...
Nie wiem, co ją napadło... Nigdy się tak nie zachowywała.. Dziwne.. I jeszcze pamiętam jak mi coś dziwnie chrzęściło jak mnie gryzła... Nie mogę zrozumieć co jej odbiło.. Dlaczego to zrobiła?!
Ale i tak nie jestem na nią zbytnio zła.. Teraz nie chce mi wchodzić na rękę... Ale będę próbować, ehhhh...
KOcham ją nawet jakby mnie miała jeszce raz ugryść... Jej się nie da nie kochać, hehe...