zdziczaly - zwierze, ktore zostalo udomowione i wrocilo na wolnosc.
Jest to określenie bardzo ogólne. Bo wg niego zdziczały to pies, który np zerwał sie ze smyczy i biega po wsi (jest wolny), albo inny, bezdomny (który już sam dba o jedzenie itp).
Mnie interesuje kiedy pies przestaje być bezdomny a staje sie zdziczały (czy są jakieś kryteria?) o jak myśiwy rozróżnia te dwa przypadki. I to w jednej chwili, bo nie sądzę, aby podchodził i obserwował psa przez kilka dni.
A teraz o myśliwych i ich przekrętach (mam teraz seeeesjęęęęęę
i nie miałam za wiele czasu, ale opiszę to co udalo mi sie znaleźć):
Na początku napiszę, aby nie było zdziwienia, że
myśliwi mają prawo do "redukowania" zwierząt w parkach narodowych (zwierzaki nigdzie nie mogą czuć się bezpiecznie....)
Biebrzański Park Narodowy, rok. 1998 , na stołkach zasiedli zapaleni myśliwi. Odbyła się tam "redukacja" łosia, którego ponoć namnożyło sie za dużo. Nie wiadomo dokładnie ile łosi miało zostać uśmierconych, ale liczba zabitych na pewno była ponad normę - wynosiła ok. 200 osobników (info od jednego z myśliwych)! Dyrekcja BPN oczywiście zanegowała te ifnormacje, podając tylko 56 zastrzelonych osobników, bo "są na to dowody w punktach skupu". Jednak okazało się, dyrektor pozwalał na "ciche polowania", wiele tusz omijało punkty skupu i jechało do Warszawy...... Dyrektor podał sie do dymisji.
Potem łosiom dano spokój, bo jak się okazało "błędnie je policzono i za dużo niepotrzebnie wystrzalano" (!!!!!).
Gdyby jeszcze tego było mało - kolejny dyrektor (też myśliwy) zawziął się na jelenia. Dlaczego? "Bo zagraża łosiom" (!!!!!).
Jak to sie skończyło nie wiem, ale już wtedy kilka sztuk jeleni zastrzelono (oczywiście samców, bo samice nie mają pięknych poroży).
Badania wykazały, że przyczyną spadku liczebności łosi w Polsce, jest nadmierne ich odstzeliwanie, zwłąszcza samców (ciekawe dlaczego.........)
Żywiecki Park Narodowy i Bieszczady (zresztą wszędzie jest to powszechne) - myśliwi oskarżają wilka o spustoszenia w populacji zwierzyny, zwłaszcza dzików, saren i jeleni. W rzeczywistości "redukując" liczbę zwierzyny łownej, panowie myśliwi (co jest b. popularne) nie biorą pod uwagę aktywności drapieżników. Okazało się też, że populację jeleni przetrzebiły nadmierne polowania, m.in. tzw. dewizowców i prominentów, którzy łowili bez ograniczeń traktując Bieszczady jak dziurę bez dna. I teraz zrzuca sie winę na wilka.
Do sprawy wilków dodam jeszcze fajny cytat - wypoiwedź jednego z myśliwych podsumowujący jak to myśliwi kochają przyrodę i zwierzęta, kochają te gatunki, do których można strzelać - "
dopóki wilk nie będzie dla myśliwych zwierzyną łowną nikt z nas w jego obronie nie kiwnie palcem".
Do tego można jeszcze dodać bardzo ciekawe postrzegania przez myśliwych szkodliwości drapieżników wszelkiego rodzaju.
Na konferencji we Włocławku w 2000 roku myśliwi postulowali, aby zacząć strzelać do drapieżnych ptaków, nawet tych ściśle chronionych (!!!!!). Powód? Bo zagrażają kuropatwom, bażantom i zającom, które ponoć są ginące (ciekawe dlaczego więc myśliwi tak lubią na nie polować). Padło nawet zdanie, że większość drapieżników jest objęta "
niczym nieuzasadniona ochroną".
Ptaki drapieżne zostały obronione przez dokładne dane i doświadczonych naukowców, którzy wykazali też, że za spadek populacji bażantów odpowiadają lisy (ach te szczepionki), a kuropatw - niekorzystne warunki pogodowe i pestycydy itd. Na niekorzyść myśliwych wpłynął też fakt, że większość z nich nie rozróżnia dzikich ptaków, dlatego powierzenie im roli "reduktorów" byłoby nieporozumieniem.
Ciekawa jest jednak ta miłość myśliwych do przyrody.... Zwłaszcza do zwierząt, które są dla nich konkurentami...
Bo jak np. kombinowano co zrobić z bobrami, których w niektórych miejscach się namnożyło, to myśliwi nie chcieli sie wziąć za ich "redukcję". Dlaczego? Bo źle do nich strzelać, bo nie ma tradycji polowania na bobry, bo nie ma z nich pożytku (ani mięsa nie ma, ani trofea, ani futra....) - a do tego zwierzynie łownej nie zagraża, to co ich obchodzą jakieś bobry?
Taka to "selekcja naturalna".
A właśnie co do selekcji: "
Dopiero udział człowieka zakłóca systemy regulacyjne. Fałszywe są twierdzenia, że przyroda nie jest zdolna do samoregulacji i człowiek musi doprowadzić ją do stanu równowagi, którą sam kiedyś zakłócił" - biolog entomolog dr Josef Reichholf
Potwierdza te słowa polski leśnik, który uważa, że las, mimo że miejscami sztuczny, tworzy własny ekosystem i ingernecja człowieka jest zbędna. Tylko że tu chodzi o hodowlę, a nie o dobro przyrody.
Wykazano też bardzo ciekawą zależność między drpapieżnikami i ofiarami - w przyrodzie nigdy nie zachodzi sytuacja, że drapieżnik wyniszczy populację zwierząt na którą poluje, ponieważ sam by zginął. Kiedy zmniejsza sie ilość ofiar, zmniejsza sie też ilość drapieżników. To myśliwi zakłócają ten proces.
I jeszcze Białowieski Park Narodowy - myśliwi i leśnicy sprzeciwiają się powiększeniu jego terenu na obszary przyległe. No bo przecież ukróciło im to polowania i gospodarkę leśną.
A co bardziej śmieszne (czyt. tragiczne) - postawiono postulat (w tym roku), stada żubrów (z których słynie Białowieża - 70 lat się nimi opiekuje) przekazano lasom państwowym (!!!!!). No, wiadomo w jakim celu. Obecnie w Parku strzela sie do cielaków i osobników chorych. W lasach państwowych "redukakcja" nie byłaby już tak skąpa....
To są takie wybiórcze informacje, ostatnio nie byłam na bieżąco w tych sprawach, więc na pewno pominęłam wiele ważnych wydarzeń w tym temacie. Jednak te kilka słów (nie są to dane wyssane z palca) na pewno obrazuje dokładnie jaką naturę mają myśliwi.
A i jeszcze co do śrutu i strzelaniu do ptactwa (harpia chyba napisała, że
śrut zabija więcej niż jednego ptaka, a Anilew odpisała, że to bardzo mała szansa). Otóż
zabronione jest używanie śrutu do polowania na ptactwo z jednej prostej przyczyny:
śrut zabija jednego ptaka, ale rani kilka.