Czyta ktoś jeszcze?
Następny dzień Sophia spędziła w swoim pokoju, doprowadzając się ostatecznie do porządku, odpoczywając i czytając książki ze stojącego w rogu pomieszczenia regału.
Snape przysłał jej nie tylko kolację, ale też dzisiejsze śniadanie i obiad. Nie wiedziała jak to robił, ale idealnie trafiał z menu w jej gusta. Żałowała tylko, że wyraźnie jej unika.
Przed południem był u niej Dumbledore. Wspólnie ustalili, że dzisiaj wieczorem w jego gabinecie spróbuje spojrzeć w przyszłość i przewidzieć zamiary Voldemorta. Bała się tego, co może zobaczyć, ale taka była jej rola.
Dyrektor zaproponował też, że na jakiś czas zdeponuje moc Zwierciadła u siebie, tym samym zapewniając jej, przynajmniej częściowo, bezpieczeństwo. Było pewne, że Śmierciożercy, kiedy dowiedzą się o tym fakcie, nie odważą się jej nic robić. Bez mocy byłaby dla Czarnego Pana bezużyteczna.
Zastanawiała się długo, czy powinna się zgodzić. W każdym momencie mogła być potrzebna w Ministerstwie czy gdziekolwiek indziej. Musiałaby wracać wciąż do Hogwartu.
Miała jeszcze kilka godzin na podjęcie decyzji.
***
Wieczorem Dumbledore pojawił się ponownie, zabierając ją do swojego gabinetu. Później wezwał jeszcze Severusa i poprosił go, żeby pełnił wartę pod drzwiami, broniąc dostępu ciekawskim uczniom. Nie pozwolił wejść do środka nikomu, poza Sophią i samym sobą.
Severus doskonale wiedział, co ma się wydarzyć za tymi drzwiami i z pewną ciekawością, acz niechętnie, przyjął polecenie.
Godziny dłużyły mi się niemiłosiernie. Czas mijał, a ze środka nie dochodził ani jeden dźwięk, ani jeden sygnał życia. Znudzony przechadzał się po korytarzu, tam i z powrotem, bawiąc się niewielka kulką zgniecionego pergaminu, owocem dzisiejszego, pełnego przemyśleń popołudnia. Zatrzymał się nagle, podrzucił kulkę i celując w nią różdżką, wymówił zaklęcie. Spłonęła w ułamku sekundy, zostawiając lekko zielonkawa łunę. Obojętnie ruszył w swoim kierunku, by po chwili znowu zawrócić. Krążył tak jeszcze chwilę, nim drzwi wreszcie się otworzyły. Zatrzymał się i stanął dokładnie na wprost Sophii, która pojawiła się w drzwiach. Miała na sobie ciemnośliwkową, długą suknię z szerokimi rękawami i srebrnym przeszyciem wokół szyi. Włosy spięła w zgrabny kok, pozwalając się z niego wyśliznąć kilku pasemkom.
Severus spojrzał na nią zdumiony nagłą zmianą. Przez moment nie wiedział zupełnie jak się zachować. Z kłopotu wybawił go Dumbledore, który stanął nagle za Sophią.
-Severusie, bądź miły odprowadzić naszego gościa do pokoju. – powiedział słabym głosem.
Dopiero teraz Mistrz Eliksirów zorientował się, że nie tylko dyrektor wygląda nieswojo. Jego towarzyszka także była bardzo blada.
Skinął głową i wskazał jej drogę. Szli dłuższą chwilę w milczeniu. Kątem oka obserwował jej wyraz twarzy, ale nie zauważył żadnej zmiany. Zwolnił odrobinę, uświadamiając sobie, że nie nadąża za jego krokami.
Na szczycie schodów złapała go nagle za nadgarstek. Zaskoczony odwrócił się i w ostatniej chwili zdążył ją podtrzymać. Oparła się na nim i wzięła głęboki oddech.
- Co się dzieje? – spytał lekko przestraszony.
-Nie, nic... zaraz minie. – powiedziała cicho, prostując się niepewnie.
Przez moment przyglądał się jej, ale doszedł do wniosku, że naprawdę minęło. Ruszyli dalej. Pokonali ostatnie schody i przeszli korytarz na drugim piętrze, docierając do drzwi pokoju gościnnego. Eryka Niemożliwego znowu nie było na swoim miejscu.
Severus otworzył jej drzwi i cofnął się.
-Jest pani pewna, że czuje się dobrze? – zapytał.
Spojrzała na niego lekko nieprzytomnie.
-Tak. To normalny stan po widzeniu. Położę się na chwilę i zaraz minie. – mówiła patrząc a podłogę. – Dziękuję.
Zignorował podziękowanie, zajęty swoimi myślami.
-Oczywiście nie mogę wiedzieć, co pani zobaczyła? – zapytał nagle.
Podniosła głowę, wbijając intensywnie zielone oczy w smoliście czarne źrenice Snape’a.
-Nie.
Zapadła cisza. Severus przyglądał się przez chwilę jej napiętej twarzy. Nie odrywając od niej wzroku, podszedł i delikatnie dotknął jej ust swoimi. Nie zaprotestowała. Zaczął ją całować, równocześnie obejmując dłońmi. Przycisnął ją do siebie, tak gwałtownie i zachłannie... Po czym równie nagle puścił i odsunął się nieznacznie.
Stała w bezruchu, oddychając szybko i nierówno. Patrzyła na niego szeroko otwartymi z zaskoczenia oczami. Nie znała takiego Mistrza Eliksirów, chyba nikt nie znał. Jeszcze nigdy nie widziała go z tak niesamowitym wyrazem twarzy.
Pocałował ją jeszcze raz, muskając dłonią policzek. Zamknęła oczy.
Kiedy je otworzyła, już go nie było...
CDN