Zdaję sobie z tego sprawę, ale w "jedności siła". Liczba osób, które jest przeciwko na pewno przewyższa grono mysliwych.
Cały czas powtarzam, że od pilnowania porządku w lesie jest straż leśna, a nie osoby, którym sprawia przyjemność zabijanie.
Bardzo podobała mi się wypowiedź Zbyszka na forum:
"Żadna Ustawa nie powinna legalizować odstrzału tzw. „wałęsających się psów i kotów”.
A pasjonującym się zabijaniem zwierząt powinna wręcz wyraźnie wskazać granice ich możliwości – stanowczo zabraniając im tego.
W skrajnie wyjątkowych przypadkach, gdy pies (o kocie nie mówmy tu w ogóle) mógłby stanowić zagrożenie dla otoczenia, a tu przede wszystkim dla człowieka, odparcie bądź całkowite usunięcie zaistniałego niebezpieczeństwa jest obowiązkiem pracowników właściwych organów, czyli osób, posiadających odpowiednie wykształcenie, ściśle określony zakres praw i obowiązków i ponoszących pełną odpowiedzialność za nieprawidłowe wykonywanie swojej pracy.
Zarówno funkcjonariusz policji, którego zadaniem jest działanie w szerokim zakresie na rzecz bezpieczeństwa publicznego, jak i leśniczy, odpowiedzialny w pierwszej kolejności za ochronę środowiska leśnego, są, z racji wykonywanego zawodu, posiadaczami broni.
Broń jest ich „narzędziem pracy”, używanym w sytuacjach wyjątkowych i uzasadnionych, a nie przedmiotem do uprawiania pseudosportu czy też hobby, polegającego na bezsensownym zabijaniu zwierząt.
Czy coś takiego byłoby do pomyślenia, że załoga radiowozu policyjnego, przejeżdżając obok łąki lub polany, po której ganiają nie uwiązane na smyczy psy, tudzież bawiące się ze sobą na oczach swych właścicieli, ot tak sobie, zatrzymuje się, zgłasza w centrali przystąpienie do akcji, a następnie zabiera się do odstrzału tych zwierząt? Absurd, prawda?
A jak ma reagować właściciel psa, zastrzelonego przed chwilą przez myśliwego, który po poprzedzającej zdarzenie „imprezie łowieckiej” ledwo co trzyma się na nogach, ale, uzasadniając
swój czyn, powołuje się na uprawniającą go do tego Ustawę, pozostając w tym momencie w świętym przekonaniu, że nazwa „myśliwy” pochodzi od pojęcia „myślenie”?
Nie ulega wątpliwości, iż w sytuacjach wyjątkowych, gdy pies mógłby stanowić bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia lub życia człowieka, każdy posiadający przy sobie broń myśliwską a znajdujący się w bezpośrednim pobliżu zdarzenia ma nie tylko prawo ale i obowiązek przyjścia z pomocą, która może polegać także na zastrzeleniu zwierzęcia atakującego człowieka.
Natomiast jeżeli jest tu mowa o nowelizacji Prawa Łowieckiego, a Prawo to zaś uznaje psy i koty za szkodniki łowieckie, to ani psa ani kota nie należy mylnie kojarzyć ze zwierzętami, które Ustawa określałaby za stworzenia, mogące stanowić zagrożenie dla człowieka lub środowiska naturalnego.
Tzw. „szkodnik łowiecki” działa na szkodę wykonującego wyżej opisane hobby czy też pseudosport zwany łowiectwem, czyli na szkodę łowcy – myśliwego. A myśliwy, strzelający do biegającego po polanie czy lesie psa lub kota, broni własnych interesów, a mianowicie chroni przed psem i kotem „objekty”, „przedmioty”, które sam zamierza uśmiercić.
Działając przy tym w interesie własnym a nie społecznym, nie powinien być bezkarnie chroniony przez Ustawę."
Pozdrawiam Bożena