Zabezpieczenia bywają zawodne, a otrzymanie pigułki, działającej do 72 godzin po, wcale proste nie jest. Słyszałam o przypadkach, gdy zapłakana dziewczyna musiała wybłagać u lekarza receptę... Dla jakiegoś widzimisię nie miał ochoty pomóc
Z tego wniosek, że najlepiej taką pigułkę mieć w pogotowiu...
A co do "cierpienia dziecka"... Szczerze mówiąc, w początkowym stadium ciąży raczej nie ma o nim mowy. Ani to dziecko jeszcze, ani nie cierpi, gdy jest usuwane... Pokazywano nam kiedyś na biologii kilkutygodniowy zarodek. Gdybyśmy nie wiedzieli, że to zarodek ludzki, powiedzielibyśmy, że raczej zwierz jakiś...
Dla jasności, nie jestem za aborcją, tylko za prawem do niej.
Czyż nie lepiej donieść tą ciąże a potem oddać do domu dziecka?
Ja raczej wolałabym usunąć, niż skazać na niepewny los. Ale absolutnie nie potępiam nikogo, kto postanowi inaczej, nawet, jeśli nie rozumiem decyzji. Niedawno dowiedziałam się, że moja przyszywana ciocia wiele lat temu urodziła dziecko, które zostawiła w niemieckim szpitalu. Powiedziała, że nie chce syna i żeby go komuś oddać. Nie wiem, czemu tak postanowiła, czy po prostu nie chciała, "bo nie", czy były jakieś konkretne powody... Ja chyba bym tak nie potrafiła, prześladowała by mnie myśl, że dziecko może cierpieć, być nieszczęśliwe, chore, niekochane... Tak czy siak, ciocia miała prawo do takiej decyzji... I nikomu nic do tego...