nic nie mow o zadnym dzisiejszym obiedzie
wszyscy z domu wyszli, zostawili mnie na pastwe losu i tego co sobie upichce (nie cierpie i nie umiem gotowac
). tak wiec dzielna VioaoiV poszla do kuchni (wziela kota i psa, bo bala sie sama w wielkim domu siedziec
), znalazla wieelki garnek z ziemniakami, wlaczyla na gaz (przypalajac sobie lapke
), i czekala. czekala. czekala. obrała trzy male ogorki swieze, polozyla dzielnie na talerz opierajac sie pokusie.. posolila. nakarmila psa (musialam mu dawac po jednej chrupce- rzucajac, bo inaczej nie chcial jesc
), po czym poszla na sekunde na gore. gdy wrocila, kuchenka juz cala plywala
a ziemniaki.. nadal byly twarde
lecz mialam malo czasu, wiec zjadlam troche tota, a reszte dalam wiecznie glodnemu kotu (ktory ma chyba z siedem zoladkow
). bardzo smaczne bylo