Opowiem wam inną historię również smutną, a opowiedziała nam to pani ze schroniska dla bezdomnych zwierzat, a usłyszała ja od kolejnych "właścicieli" tego psa.
Bas od początku wyróżniał się od reszty szczeniąt. Był bardzo spokojny. Wszyscy myśleli, że się nie uchowa, bo nie potrafił dostec się do mleka mamy. Dokarmiali go z butelki.
Pieski juz osiageły wiek kiedy muszą pozegnać się z mama i rodzeństwem. Po kolei każdego pieska zabierali ludzie, aż przyszła kolej na Basa. Wzieła go bardzo miła i sympatyczna pani. Powiedziała, że potrzebuje psa do pilnowania wielkiego domu. Oczywiście w tej roli Bas się nie sprawdził, "tresura" biciem nie zmusiła go do agresji. Pani zaniosła go do schchroniska. Bas czekał rok...był ulubieńcem wszytskich pracowników, ale niestety przyszedł jego czas. W ostatniej chwili przyszła kolejna kobieta i powiedziała; zabieram go. Zostawiła go na działce w zimę, ale Bas znowu się nie sprawdził...został oddany ponownie do schroniska. W jego oczach było widać, że nie chce tam wracać, prosił, piszczał, szczekał "nie chcę", ale kobiety to nie wzruszyło...Bas tym razem był w schronisku miesiąc, aż przyszedł pan. Popatrzył na niego, usmiechnął się, załozył mu kolczatkę i kaganiec, mocno szarpnął i wyszedł. Zamknął go w małym kojcu z mała budą. Codziennie przychodził, na początek uderzał go mocno, czasami nie dawał jesć, ale nic nie wzbudzało w nim ani kapki agresji - skarzył się opikuńce ze schroniska. Bas znowu został porzucony. Ale pojawiliśmy się my. Kiedy tylko zobaczyłam tego wielkiego psa powiedziałam: TAK TO TEN
. Zabraliśmy go do domu. Jest z nami w mieszkaniu, zawsze ma pełną miske, swoje ciepłe miejsce, pieszczoty:). Nikt go nie bije, nie próbuje wzbudzić w nim agresji...poprotu chcemy zeby był takim jakim jest
, a ludziom którzy go porzucili nie wybaczze, bo jak można porzucić tak wspaniałego psa, o tak wiernych oczach???