Z łabędziami miałam niemiłą sprawę gdy rozpoczęły się silne mrozy.
Trzy łabędzie na stawach nie odfrunęły, jeden przymarzł totalnie i koło niego zaczęły kręcić się sroki, dwa z nich trochę się ruszały, ale nie potrafiły oderwać się od lodu, najpierw zadzwoniłam do Pogotowia Dzikich Zwierząt w Mikołowie, ale powiedzieli, że trzeba do straży miejskiej, bo oni nie mają ludzi, by je przywieźć i dopiero straż im podrzuca zwierzaki.
Zadzwoniłam do straży, powiedzieli że mają już zgłoszenie ale oni nie mogą, musi straż pożarna, bo ma sprzęt. Podobno w czasie akcji, która rozpoczęła się dopiero 3-4 godziny później 2 z nich odleciały, a trzeciego zostawili, tego w najgorszym stanie bo uznali, że nie jest z nim źle.
Po 14:00 znowu dzwonię do nich, bo do tego łabędzia (który podobno był w formie extra) nawet Roksia próbowała podejść, ale on nie reagował już na nic, nawet na dziobanie srok. Znowu przez telefon dowiedziałam się, że oni wiedzą ale łabędź im uciekł (jak to nie wiem, bo cały czas był w tym samym miejscu przymarznięty, nie ruszył się nawet o 1 centymetr???)
W końcu małżonek znalazł jakiś przedstawicieli straży miejskiej na Dolinie (tym razem nie przez telefon) pokazał znowu łabędzia, znowu wezwanie po straż pożarną, choć na dobrą sprawę łabędzia można było samemu bez sprzętu wyciągnąć, bo był przy samym brzegu. Nie wiem jak się to w końcu skończyło, bo oni też łabędzia nie zabrali, ale następnego dnia żadnego z łabędzi nie było...
Teraz znowu jakiś pływa, ale nie wiem czy to któryś z tamtej trójki...
Nie wiem, czy to ja byłam taka upierdliwa i może się nie znam i zachowanie łabędzia, który już na nic nie reaguje jest normalne, czy nasze służby tak działają....