Witam,chciałam opowiedzieć historię mojej kotki,mimo,że od ostatniego wpisu minęło sporo czasu.
Może ktoś będzie szukał pomocy w internecie...
Ok. 4 miesiące temu.11-letnia kotka zaczęła wymiotować.Oczywiście na początku nie zwracaliśmy na to zbytniej uwagi,bo -jak to kotu- zdarza się czasem zwrócić pokarm (czasem kłaki). Dostawała specjalne chrupki na odkłaczanie. Ale z miesiąca na miesiąc zdarzało się co coraz częściej,więc w końcu postanowiliśmy jechać z nią do weterynarza. Wet zlecił zrobienie badań całkowitych (cukrzyca,wątroba,całkowity skład krwi- wszystko wyszło w normie) ,oraz została odrobaczona jakimś niemieckim środkiem. Zrobione zostało również USG całego przewodu,łącznie z nerkami.Stwierdzono stan zapalny woreczka żółciowego.Weterynarz zlecił podawanie essentiale forte oraz cholamid.
Po jakimś czasie kotce wrocił apetyt,ale niestety tylko na chwile.Wróciło jej to z podwojoną siłą. Praktycznie nic nie jadła,nie miała ochoty nawet na szynkę,wymiotowala już samą wodą i żółcią.. W końcu pojechaliśmy do innego weterynarza. Dostała antybiotyk,witaminy i coś na wymioty. Na następną dawkę antybiotyku byliśmy umówieni na pojutrze,ale niestety musieliśmy z nią jechać wcześniej,bo zwymiotowała samą krwią. Dosyć spora plama samej krwi..Niemalże odrazu pojechaliśmy.
Tam zrobiono jej RTG przewodu pokarmowego. Wet wyczuł coś w jej brzuszku,powiedział,że trzeba kotke otworzyć i to jak najszybciej. Zgodziliśmy się na operacje,wstępnie byliśmy umówieni na 22.30 na odbiór kotki.Pani powiedziała,że trzeba się nastawić też na to,że możemy się już z nią nie zobaczyć,że zadzwoni jeśli coś będzie nie tak. Bardzo trudno było nam się z nią pożegnać,lecz jeszcze mieliśmy nadzieję,że wszystko będzie w porządku..Wróciliśmy do domu i zadzwoniła pani weterynarz. Powiedziała,że to jest guz na ścianie żołądka i teraz musimy zdecydować,czy chcemy żeby wycieli jej połowę żolądka (z tym,że nie wiadomo czy jej to pomoże,czy uda się ją wyleczyć) ,czy ją uśpić ,żeby się już nie męczyła.. Z wielkim trudem podjęliśmy decyzję - uśpienie. Ciężko nam było,bardzo. W końcu była z nami ponad 11 lat...Przyjechaliśmy po zwłoki,zawieźliśmy na działkę (tam gdzie lubiła być najbardziej) i zakopaliśmy ją obok poprzedniego pieska. To była jej pierwsza i ostatnia choroba.Na początku ważyła dobre 5 kg,a na końcu niecałe 3...
Trudno nam jest przywyknąć do jej nieobecności...