Dobra, proszę Państwa
Załózmy, że dziki z braku innego pożywienia polują na ludzi... Jak wobec tego bronić się, jesli już zdarzy się spotkać oko w oko z drapieżcą, a nie mamy przy sobie ani broni palnej, ani czarnego parasola, nie mamy też szans ucieczki... Rozumiem, że udawanie martwego raczej nie zda się na nic, bo i tak dzik nie da się zdezorientować i ubije delikawenta, choćby ten ze strachu przykro pachniał... W końcu dzik może nie lubić Chanel nr 5, może nawet woleć inne doznania...
Kiedy mnie atakuje pies sąsiadów, na ziemię wprawdzie nie padam, ale nieruchomieję niczym żona Lota i czekam, aż sąsiadka odciągnie pieska, szarpiącego moje dżinsy albo łydkę... A co w sytuacji, gdy raczej nie nalezy liczyć, że za dzikiem pojawi sie litościwy myśliwy, który odciągnie dzika w ramach ochrony szeroko rozumianej przyrody... No co robić, skoro tamto ma nie podziałać? To chyba ważniejsze od przekomarzań, co jadły dziki 300 lat temu...
Dzik nie jest drapieznikiem...
Dzik budzi sporo emocji - strach przede wszystkim - stosunkowo duze
zwierze i odglosy ktore wydaje budza fantazje - z drugiej strony
mozna przeczytac tez wajraka w wyborczej, wg. ktorej to lektury
obywatel moze tego zwierzaka swobodnie poglaskac. W sumie stosunki
dziczo ludzkie powinny jednak polegac raczej na wzajemnym respektowaniu sie.
We Wroclawiu macie sporo dzikow i bedzie ich coraz wiecej - te "miejskie"
reaguja odrobine inaczej niz "wiejske" - choc czasami chodzi o te
same zwierzeta w roznych warunkach roznie sie zachowujace.
(ale to dluzsza historia).
Dzik nigdy nie atakuje ludzi z zamiarem ich skonsumowania - czy celowego
zrobienia krzywdy - usmiercenia. W pierwszym rzedzie chce odstraszyc (z reguly od mlodych), Czasami sytuacja dla dzika - bez wyjscia - w jego dzika - wyobrazeniu samoobrona.
Agresywne zwierzeta, bez "powodu" kogos
atakujace to osobniki z reguly chore, ranne, gdzies "zapedzone" -
spotkanie sie z taka sytuacja w warunkach miejskich jest dla przecietnego
obywatela mniejsze niz wygrana w totka.
Teraz odnosnie tego "kladzenia sie na ziemie".
Prosze sobie wyobrazic typowa sytuacje kiedy dochodzi do "zgrzytow" na linii dziczo ludzkiej -
spokojnie gdziez oprozniajaca smietnik locha z mlodymi jest zaskoczona
przez zblizajaca sie dwunoga istote - po charakterystycznym "rrrrrrrrrr"
sluzacym jako ostrzezenie dla wspolbratyncow (dzieci) ze "cos jest
nie w porzadku" zaczyna sie "sapanie" - glosne wypuszczanie powietrza
przez podekscytowane, zaniepokojone zwierze i jesli "dwunogi" sie
nie oddali to zwierzak rusza w jego kierunku zeby go odstraszyc, przepedzic.
I tu mamy recepte/porade pana zoologa - polozyc sie na ziemie.
Z punktu widzenia lochy ten dwunogi nie tylko "stawia sie" ale
na dodatek "robi sie duzo mniejszy" (w horyzontalnej). Dla dzika
nic innego jak "zaproszenie" do pogryzienia delikwenta w posladki.....
Tak jak pisalem - "porada" godna upowszechnienia ale niekoniecznie
nasladowania.
(Niezaleznie od tego wypadki pogryzienia przez dziki maja czesto
miejsce przy okazji karmienia dzikow - jak dwunogi jest sknera i
nie ma pietki chleba czy bulki to z punktu widzenia dzika wypada
go troche "szturchnac", jesli zaczyna wymachiwac "lapami" to
sie go czasami ugryzie (te rany sie paskudnie goja)......Uklekniecie
na kolanych czy przejscie do horyzontalnej tez nie pomoze)
Do tego dochodza pieski - w Berlinie, gdzie dziki "mieszkaja" juz
dluzej i jest ich sporo, w jednej tylko klinice weterynaryjnej
szyto kilka lat temu ponad sto psow - teraz nie wyglada zapewne
inaczej. Przy okazji "obrywaja" tez od czasu do czasu ich wlasciciele -
usilujacy przyjsc na pomoc pupilom, ktore wdaly sie w scysje z
jakims dzikiem, zdarzaja sie tez dziki alergicznie reagujace na kazdego
psa i jesli wlasciciel trzymajacy go na smyczy usiluje go bronic
wlasna piersia .....to trudno.
Z tym, ze mowimy, piszemy tu o absolutnym marginesie - we wspomnianym Berlinie gdzie wspolnie mieszka kilka milionow
osob i kilka tysiecy dzikow, wypadki "poszkodowania" ludzi mozna
policzyc w ciagu roku na palcach jednej reki. U nas - ? Tez bardzo
rzadko albo wcale. Z tego co donosza media do tej pory w granicach
miasta czyli "cywilizacji" mial w ostatnich latach w Niemczech jeden jedyny wypadek osoby zmarlej w wyniku obrazen doznanych
w spotkaniu z dzikiem. (nie znam blizszych szczegolow)
Nowego sasiada wypada respektowac a nie demonizowac (polowanie na ludzi) czy bagatelizowac ( mile zwierzatko do poglaskania, nakarmienia)
- po blizym "poznaniu sie" to wspolzycie moze funkcjonowac
z obopolna korzyscia - dziki maja odrobine wiecej przestrzeni zyciowej
a mieszczuch kawalek natury pod blokiem. Tak jak z wiewiorka
w parku miejskim, tylko odrobine wieksza.
Grunt zeby z drugiej strony z owej wiekszej wiewiorki nie robic
"swietej krowy".