Witam!
Trafiłam na to, o ile skleroza mnie nie dopada, na stronie
http://www.country-wide.co.nz, tylko juz nie pamiętam, czy należało do samej strony, czy może jako link. Zresztą wtedy mało mnie obeszło: ot, taka nowinka na temat czegoś;, co i tak naszego regionu nie dotyczy.
Tyle, co pamiętam:
- było to jako nowość, ale już nie eksperymentalna, tylko jak najbardziej na etapie praktycznym
- przyznawano, że rzecz nie ma szans wejśc na razie w powszechne użycie, ale poddano jej jedną hodowle ponad 200 matek, i hodowca sobie chwali
- były to owce kolorowe, co było nie bez znaczenia, bo włos pigmentowany latwiej się poddaje laserowemu niszczeniu; w przypadku białych trzeba jeszcze zabieg powtórzyć w ciągu paru miesięcy (z tego, co zrozumiałam, to raz, i te dwa razy juz wystarczają) ,
- koszt samego zabiegu nie jest straszny, natomiast problemem jest nakład pracy, a konkretnie głównie to, że aparatura jest duża i nie do uzycia w warunkach polowych, nie da się jej przywieźc do owiec, tylko trzeba owce do niej
- no i rzecz jasna własnie w Nowej Zelandii się to działo.
A w jakim trybie zajmuję się owcami? Aktualnie teoretyczno-hobbistycznym, można powiedzieć. To znaczy czytam co mi wpadnie w ręce (czyli głównie w sieci... bo przecież w Polsce teraz nawet się o owcach praktycznie nic nowego nie wydaje), no i mam malutką hodowlę, wrzosówki, a w duchu marzę sobie o manxach (jak ktos nie zna, to niech obejrzy w spisie na tej stronie)
http://www.ansi.okstate.edu/breeds/sheep/A to niewielkie owcze towarzystwo rezyduje w owczarni, w której kiedyś było 100 matek, plus w sezonie około 150 jagniąt. Zarodowe merynosy - paręnaście lat temu ostatnie pojechały na rzeź, bo nie było co zrobić z wełną, ani z przychówkiem.
Import z Australii wychodzi taniej...
Po części dlatego, że tam moga pzrez cały rok utrzymywać owce pod otwartym niebem i żywić je na pastwisku, więc maja sporo mniejsze koszty, niż to mozliwe w naszym klimacie. Ale jak widać, jeszcze tną; te koszty, gdzie się da.
Nawet jesli ten "depilator" to jeszce pieśń przyszłości, podobnie jak inna metoda, polegajaca z kolei na traktowaniu okolic odbytu białkiem powodującym wypadanie włosów
http://www.wool.com.au/LivePage.aspx?PageId=1556(ta będąca zdecydowanie dopiero na etapie doświadczalnym), to i sam "mulesing" może wykonać wykwalifikowany wet specjalistycznymi przyrządami i w znieczuleniu, a nie domorosły "fachowiec" z nożycami. Tyle, że to kosztuje. No i australijska wełna w rezultacie nie byłaby juz najtańsza...
Jagnięta z hodowli, o której pisałam, miały obcinane ogonki (to robi się i w naszym klimacie, aby uniknąć zabrudzenia wełny)i. Bez znieczulenia, przyznaję otwarcie. Ale robił to specjalista, a ranka była odkażana i szyta.