Szczerze? Znam pannę (z obozu), która bez kosmetyków żyć nie może. Połowy z nich nie potrafiłabym nawet nazwać.. Rano wstaje o 6.00, i do 7.30 siedzi przed lusterkiem.. W nocy maseczki, kremy antybakteryjne i tak dalej.. Rano tony fluidu i pudru, cienie do powiek, tusz do rzęs, błyszczyki.
Ja osobiście zostałam przez nią pomalowana raz na Halloween (to był obóz ang.
). Myślałam, że padnę.. Tusz do rzęs - a fuu! Przeszkadzał mi jak nie wiem co.. Czułam się jakby mi ktoś maskę założył.. Przynajmniej efekt był zamierzony - wyglądałam jak jakaś wiedźma
A na codzień wogóle nawet błyszczyków nie używam
Conajwyżej pomadka ochronna jak mi usta spierzchną, szczególnie w zimie. Na dyskoteki maznę się cieniem do powiek, nałożę na całe ciało brokat, jakiś ładny błyszczyk (uwielbiam Water Shine Diamonds firmy Maybelline czy jakoś tak) i to wsio.
I wiecie co Wam powiem? Ta panienka, która się tak namiętnie maluje.. Do końca życia będzie musiała już to robić. Ma tak zniszczoną cerę, że aż mi się niedobrze robi. Musi nakładać tony fluidu żeby zakryć pryszcze na czole.. A ja się nie maluję, czasem tylko użyję Clean&Clearu i pryszcze mam raz na miesiac, albo i rzadziej, i w ogóle ich nie widać..
Nie mam nic przeciwko malowaniu się dziewczyn od liceum w górę - ale to nie ma być mega tapeta, tylko po prostu zakrycie niedoskonałości twarzy. Młodsze dziewczyny powinny sobie narazie olać makijaż, bo po co sobie psuć cerę tak szybko? Im później rozpoczyna się make-upowanie, tym potem lepsza jest cera
Szczególnie te fluidy i pudry niszczą skórę...