Ktoś, kiedyś, gdzieś śpiewał 'i warto mieć marzenia, doczekać ich spełnienia'. Dla mnie przestaje być warto. O czymkolwiek marzę, zawsze jest odwrotnie, więc boję się marzyć. Boję się, po prostu, i już nawet przestaję umieć przenosić się w świat fantazji. Kiedyś chciałam spotkać kogoś, na kim będzie mi w 100% zależeć, w wieku ok 25 lat mieć dziecko, wcześniej wziąć ślub, mieć conajmniej 2 konie, kilka psów, kotów, prowadzić spokojne, dostatnie życie, oraz zwiedzić Azję. Teraz- chciałam spotkać kogoś na kim mi będzie zależeć? Spotkałam, ale ten ktoś wciąż nie ma czasu, nawet spokojnie pogadać. Chciałam mieć psa? Po tygodniu okazało się, że mój dziwny sąsiad go zabił, bo zaszczekał, kota? kota mam. Ale nie mogę go nawet trzymać zbyt w domu, bo mam alergię, pal licho, moja mama ma alergię, większą niż ja. Więc to odpada. Jedyne, co się spełnia, to przeprowadzka. Jednak nie taka, o jakiej marzyłam, odkąd pamiętam. Zawsze chciałam mieszkać na przedmieściach, ewent. w mieście, w jakiejś spokojnej dzielnicy, w małym, jednorodzinnym domku, z rodzicami. Przeprowadzam sie, z 5 km od Bielska Białej. Tak, przedmieścia. Chciałam iść do anglojęzycznej szkoły, ale sobie nie poradze, w końcu uczniowie już w 1 klasie mieli w tygodniu ok 5 godzin angielskiego, i wszystkie inne lekcje częściowo po angielsku. Ja mam dobrze opanowaną gramatykę, ale brak osłuchania- nie mam szans, nie znam słów, nie potrafie zrozumieć niektórych, prostych zdań. Ogółem, tak jakoś wszystko, o czym marze traci sens, oddala się, znika, ewent. bardzo, bardzo zawodzi.