Ja wiem, że to było niemądre, ale mimo wszystko nawet nie potrafię patrzeć, jak ktoś coś źle w życiu zrobił, że chciał dobrze, a wyszło źle, a co dopiero umarł... Ale z drugiej strony moim zdaniem decyzja o urodzeniu małej była lepsza, niż skazywanie jej na śmierć. Nigdy w życiu nie skazałabym tak dziecka i nigdy bym nie zleciła aborcji.
Sama Agata nie umarła na białaczkę. Umarła na sepsę... a to wszystko przez leki, które miały jej dać życie i były jedyną szansą... a skazały ją na śmierć. W nich była jedyna nadzieja, lecz również ostatnia zguba. W czwartek w szkole byłam jeszcze pewna, że ona żyje i zdrowieje. Po trzeciej lekcji myślałam, że stałam się kamiennym słupem, kiedy mi powiedzieli, że już od środy było wiadomo i że ona nie żyje... cóż...
Jednak popatrzy na to z lepszej strony - uratowała życie wielu ludziom. Możliwe, że dlatego, że sama potrzebowała leków i krwi, ale jednak uratowała. Świadomie, czy nie, dla swojego dobra, czy nie, wielu ludzi spotkał inny los...