XIV
- Ray, dzięki za pomoc. Jesteś wspaniały – Vivian stanęła na palcach, żeby pocałować chłopaka w policzek, ale on się odsunął. Dziewczyna się zmieszała. – Rozumiem, przepraszam.
- Ja...ja muszę już iść.
- zaczekaj, Ray. Może pójdziemy gdzieś na lody, czy coś?
- Nie, nie mogę. Mam strasznie dużo zajęć teraz. Ale Mathew ucieszy się z twojego towarzystwa.
- O czym ty mówisz?
- O niczym. To ja wymienię dla ciebie te pieniądze. Bądź jutro o trzeciej w szpitalu to ci je dam.
Ray poszedł, a Vivian wróciła do domu. Niesprzedane rzeczy schowali już razem do garażu. Vivian weszła do kuchni i usiadła przy stole. Jej mama robiła akurat obiad.
- Coś się stało córeczko? Jesteś jakaś smutna. Myślałam, że będziesz się cieszyć. Zależało ci na tych rzeczy? Nie musiałaś ich sprzedawać.
- Nie, mamo. To nie o to chodzi. Cieszę się, że je sprzedałam. Trochę zarobiłam. Może to niewiele, ale może wystarczy chociaż na miesięczną terapię.
- Mówisz o tej małej Suzy? Tej z białaczką?
- Tak. Ona jest taka słodka.
- W takim razie dlaczego jesteś smutna? Chodzi o tego chłopaka, który ci pomagał?
- Oj, mamo. Ja już sama nie wiem. Było fajnie, ale się pokłóciliśmy. Właściwie nawet nie wiem o co. Teraz mi pomaga, a jak chcę się jeszcze z nim spotkać to się wykręca i mówi mi, że Mathew ucieszyłby się z mojego towarzystwa. Nie wiem o co mu chodzi.
- Może on myśli, że ty jesteś z Mathew. I jest zazdrosny.
- Nie, no co ty mamo. Ja i Mathew? Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ray też jest tylko moim kolegą, więc dlaczego miałby być zazdrosny.
- Jesteś pewna, że Ray traktuje cię tak samo? Gdybym była psychologiem powiedziałabym, że ten chłopak jest w tobie zakochany i zazdrosny jest o każdego chłopaka.
- Na szczęście nie jesteś psychologiem.
Vivian ucałowała mamę i poszła do pokoju. Położyła się na łóżku i zaczęła czytać książkę. Nie mogła się jednak skupić na lekturze. Wspominała chwile spędzone na wsi. Jak poznała Ray’a, jak się z nim bawiła w berka, jeździła konno, robiła zakupy. Przypominała sobie różne sytuacje
W tym samym czasie Ray wolnym krokiem wracał do domu. O mały włos nie wpadł pod samochód, bo myślami błądził gdzieś w przestworzach. Przed jego oczami była Vivian. Jak zmagała się z sianem, jak niezdarnie wchodziła na drabinę, jak zrywała jabłka, jak biegała po deszczu.
- Synku, uważaj! – Jakiś mężczyzna w samochodzie, który o mały włos go nie przejechał wychylił głowę przez okno – zakochany jesteś czy co? Uważaj, żebyś się nie zabił!
Ray nie był zakochany. Przynajmniej tak mu się wydawało. Poza tym miał już dziewczynę. Miała na imię Sandra i była jego koleżanką ze szkoły. Uganiała się za nim przez dwa lata i w końcu zgodził się z nią umówić. Tak się umawiali aż wreszcie zostali parą. W tym momencie właśnie Ray postanowił do niej iść.
Data wysłania: 2005-09-06, 20:11
XV
- Cześć, stary. - Ray wszedł do sali szpitalnej jak do własnego pokoju, usiadł przy łóżku przyjaciela i wyciągnął z plecaka owoce i sok. Jednak na stoliku leżał już koszyk z owocami i ten sam sok.
- To od mojej mamy. Czy..czy to jest to co ja myślę, że to jest? - Mathew zwrócił uwagę na plik pieniędzy.
- No tak. To pieniądze Vivian. Prosiła mnie, żebym je dla niej wymienił na "grubsze". Umówiliśmy się tutaj, ma je komuś dać.
- Rozmawiacie ze sobą? To świetnie!
- Widziałem wczoraj jak robi wyprzedaż swoich rzeczy i nie mogłem przejść obok niej obojętnie. Sorry, nie powinienem ci tego chyba mówić.
- co ty gadasz?
- No, głupio to brzmi, jak ktoś mówi, że nie mógł przejść obojętnie obok twojej dziewczyny.
- Mojej dziewczyny? Zeżarłeś jakieś grzybki czy co? Vivian nie jest moją dziewczyną. My..my sie tylko przyjaźnimy.
- Nie jesteście parą? Ja myślałem...
- Ty coś w ogóle za dużo myślisz, stary. Ta twoja Sandrunia zrobi z ciebie jakiegoś myśliciela.
Vivian przyszła w umówione miejsce. Przed samymi drzwiami upadła jej paczka chusteczek. Schyliła się po nie i mimowolnie usłyszała skrawek ich rozmowy przez uchylone drzwi.
- ...idę z Sandrą do kina. Mieliśmy jechać razem pod namiot, ale jej rodzice nie pozwalają.
„Co to za Sandra?” Vivian zastanawiała się o kim mówili. Wszystko wskazywało na to, że Ray spędza z nią dużo czasu. „Jego dziewczyna? Więc mama nie miała racji”
- Witajcie, przystojniaki. Panie Cliff, mam dla pana niespodziankę – wyciągnęła kilka owoców i sok. Chłopcy sie zaśmiali. – co was tak bawi? – nie odpowiedzieli, tylko porozumiewawczo spojrzeli na siebie. Dziewczyna podeszła do łóżka i na stoliku nocnym zobaczyła dwa identyczne „zestawy”. Uśmiechnęła się i cała trójka wybuchnęła śmiechem. Ray i Vivian spotkali się spojrzeniem, ale szybko się zreflektowali i odchrząknęli niemal równocześnie, co na nowo wywołało śmiech. Dziewczyna spojrzała na zegarek.
- Muszę iść do Suzy. Właściwie do jej mamy. Cześć chłopaki.
Vivian wyszła. Idąc przez korytarz powtarzała sobie co powiedzieć mamie małej. Kiedy wreszcie przed nią stanęła zapomniała o swojej formułce i niepewnie powiedziała o co jej chodzi. Kobieta jednak nie chciała przyjąć pieniędzy. Vivian długo ją przekonywała. Wreszcie kobieta dostrzegła jak bardzo dziewczynie zależy na tym, by małej pomóc i przyjęła pieniądze. Właściwie cała złość na Vivian już jej przeszła i dała się namówić na kawę. Pozwoliła też wejść do Suzy. Vivian i Suzy rozmawiały długo. O wszystkim. O zwierzętach, o zabawkach, telewizji, o czasopismach. Dziewczynie udało się zdobyć zachowanie małej Suzy. Kolejny sukces. Później dowiedziała się, że mama dziewczynki nie ma pieniędzy, bo proces, który toczy z byłym mężem „pożera” prawie wszystkie jej pieniądze. Kiedy już się rozstawały Vivian obiecała, że jeszcze odwiedzi dziewczynkę.