Mój pierwszy kot mieszkał na działce, gdzie mógł wychodzić kiedy tylko chciał. w pobliżu było tylko kilka domów, prawie wcale samochodów, a jednak zginął pod kołami.
Dlatego mój drugi kot siedzi w domu. I to nie jest prawda, ze jak kot wychodził to potem mu jest krzywda siedziec w domu. Rudy został znaleziony na ulicy, przygarnięty został do domu, gdzie i tak cały czas spedzał na zewnątrz (do domu wracał tylko spać i jeść). U mnie kot nie ma takiej możliwości, siedzi w domu i nie narzeka. Czasem się zastanawiałam, czy nie tęskni za "wolnością". Teraz często wyjeżdzam na weekend na wieś, zawsze zabieram kota ze sobą. Tam miałby wiele możliwości "ucieczki", zawsze ma otwarte okna. Czasem biorę go na podwórko na smyczy. on troche pochodzi pozwiedza podwórko, ale zdecydowanie lepiej czuje sie w domu. Na widok obcego człowieka zawsze ucieka do domu. Czasem nie chce mi sie go cały czas trzymac na smyczy, więc go puszczam luzem, ale on sobie siedzi na schodach, wygrzewa sie na słońcu, idzie do stodoły, ale nie ma ochoty na zwiedzanie dalszej okolicy. I ja mu nigdy na to nie pozwolę, bo lepiej teraz pomyslec, niż potem się użalać nad zabitym przez samochód kotem.
Jak kot ma zapewnione "artakcje" w domu to nie ma potrzeby wychodzić na dwór, gdzie czycha na nie tyle niebezpieczeństw.