sry za post pod postem...
dziś było cos z innej paczki - byłam u koleżanek daleko od swojego miasta - okazało się, że miały remont i brata (?!), costam sie wygłupiałyśmy po domu u nich, ale bylo nudno więc poszliśmy do jakiegoś parku w którym były różne obiekty do oglądania i lwy... spaceroaliśmy tam z moją ciocią i wujkiem, po pewnym czasie obróciłam się i zobaczyłam, ze idzie za nami mój tata, wujek podszedł do mnie i szepnąl mi do ucha - ty też to widzisz? chyba zapomniał, że nie żyje i dalej chce się bawić... chodziliśmy tak po parku, chodziliśmy, wujek gadał coś do taty, ten był w swoim dobrym humorze i non stop jakieś zaczepki walił, w końcu podszedł do mnie i wziął mnie pod rękę i z pewnym wyrzutem powiedzial do mnie 'czego nie robisz zdjęć?' a ja, że nie wzięłam aparatu, bo i tak nie umiem, on burknął i poszliśmy dalej... mijalismy jakis stary autobus, zabytkową kasę w której płaciło się za obiad na stołówce (?!) i w końcu doszliśmy na parking... tato odpalił quada i podjechał nim kawałek do jakiegoś samochodu do którego wsiadł, pożegnał się ze mną, chyba powiedział coś, że będzie mnie odwiedzał i odjechał. pare sekund później usłyszeliśmy trzask, pobiegliśmy tam chyba z wujkiem i zobaczyliśmy samochód - ten którym jechał ojciec, ale rozbity i stojacy w płomieniach, ktoś z ulicy powiedział - to dziwne, ale w środku, za kierownicą znaleźliśmy tylko częściowo rozłożone zwłoki, nikogo żywego, obróciłam głowę w bok i leżały... na ulicy... wujek zabrał mnie stamtąd i zaczął dzwonić do mojej mamy mimo tego, ze był zakaz używania telefonów, bo teraz był zagrożony pożarem.. i tyle
to nie był przyjemny sen, obudziłam sie z płaczem, tym bardziej, ze dzien czy dwa wczesniej ktoś mi mówił, że mam sie wziac za siebie i robic te zdjęcia, a nie siedziec i marudzic, że nie umiem, wiec nie wiem czy mam to traktować jako wytwór swojej wyobraźni czy też jako jakaś motywacje/nakaz bardziej z góry -.-